poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 9 "Na ziemię"

Oczami Lissany:
                Stanełam przed drzwiami do mojego mieszkania. Bałam się je otworzyć. Przypomniałam sobie, że pokłuciłam się z mamą przed tym jak została porwana. Teraz tego żałuje. Położyłam rękę na klamce. Jednym, szybkim ruchem otworzyłam drzwi, zanim mogłabym się rozmyślić. W środku panowała głucha cisza. Szłam do mojego pokoju przechodząc przez salon. To na tej sofie siedziałamoja mama z myślą, że pójdzie do pracowni i wróci do domu, by ugotować obiad. Tak się jednak nie stało. Samotna łza spłyneła mi po policzku. Dotarłam do mojego pokoju. Z szafy wyjełam dużą torbę i zaczełam wkładać do niej moje ciuchy. Już prawie skończyłam gdy natknełam się na szary sfeter z białym sercem na piersi. Ten sfetr mama dała mi w prezencie na siedemnaste urodziny. Nie wytrzymałam, po prostu nie mogłam. Nie dałam rady, ten sweter... To przelało tą całą czare goryczy, którą skrywałam w sercu. Rozpłakałam się jak dziecko i choć chciałam nie mogłam przestać. Wszystkie uczucia które kryłam za maską uśmiechu wpłynęły na światło dzienne.
-Ane?Lisana gdzie jesteś?
Nie odzywałam się, nie chciałam go widzieć. Chciałam zostać sama.
Nagle do pokoju wparował Jes. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Mam dosyć. Rozumiesz? Mam już po dziurki w nosie, tej całej cholernej sytuacji. Chcę żeby wrócili. -mówiłam szlochając mu w kurtkę.
-Wiem nie martw się, coś wymyślimy  Razem. Obiecuję.-kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam łzy na jego policzku i uśmiechnęłam się lekko.
-Spakowana?-spytał podnosząc się z podłogi.
-Już prawie jeszcze tylko książki. W końcu jutro idę do szkoły. - Mówiąc to zarzuciłam na ramię plecak pełen książek a Jes wziął torbę z rzeczami. Kiedy wychodziliśmy z klatki położył mi rękę na ramieniu i puścił do mnie oko. Wtedy już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Mimo różnic jakie nas dzieliłay ufałam mu.
-To gdzie zaparkowałeś samochód? -zagadnełam
-Na parkingu za blokiem. O tej porze powinno być tam pusto. -
Miał rację było. O tej prze ten parking zawsze był pusty. Właśnie dlatego mój braciszek tak go uwielbiał. Nieograniczona możliwość manewrów.
Dochodziliśmy do auta gdy nagle.
-Ane słyszysz to? -Jes zatrzymał się,więc zrobiłam to samo i usłyszałam ciche tykanie. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Jes ruszył w moją stronę.
-Na ziemię -krzyknął, ale było już za późno.
Samochód wyleciał w powietrze a ja czułam jak siła odrzutu ciska mną o ziemię. Najpierw był ból, a potem nic już nie czułam. Ostatnie co pamiętam to Jes krzyczał do mnie, ale go nie słyszałam. Potem tylko ciemność. Pustka. Nicość.
                                               ***********************************

Krótko, ale z wybuchem. Wiemy, że ostatnio rozdziały są dodawane w kratę, ale mamy dużo na głowie i nie ma po prostu kiedy wstawiać. Miłej lektury i jak zawsze zachęcamy do komentowania.