poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 6 ''Jesteś w niebezpieczeństwie''

   Ledwo otworzyłam oczy i już tego pożałowałam. promienie słoneczne wdarły się do moich oczu , nasilając pulsujący ból głowy. Gdy już przyzwyczaiłam się do jasności, rozejrzałam się dookoła i z zaskoczeniem stwierdziłam, że leże na łóżku w pokoju. Ale nie swoim! Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł... Matt.
- O, już wstałaś. Na dole masz naleśniki, możesz...
- Chwila, chwila... Odpowiedz mi na jedno pytanie. Jak się tu znalazłam?
- Dzwoniłem kilka razy, ale nie ty odbierałaś, więc postanowiłem cię odwiedzić.Wtedy zobaczyłem cię nieprzytomną pod mieszkaniem. Wziąłem parę ciuchów z twojego pokoju i przywiozłem cię do siebie.
   Gdy to mówił przypomniało mi się ,że wybiegłam z domu w (prawie) samym szlafroku, który teraz wisiał na krześle obok. Momentalnie zalał mnie rumieniec i podciągnęłam kołdrę pod samą brodę.
Widząc to chłopak się zaśmiał.
- Jak już mówiłem, naleśniki są na dole, jak chcesz to się ubierz, zejdź i zjedz. - powiedział i wyszedł. 
   Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Cudem uniknęłam śmierci z rąk... no właśnie, sama nie wiem kogo, moi rodzice zostali porwani, wciągnięto mnie w jakąś chorą grę, a na dodatek Matt zobaczył mnie prawie nago. Już gorzej być nie może. Co ja mam robić? Takie sytuację widziałam tylko w filmach i nie kończyły się zbyt szczęśliwie. Zwlokłam się z łóżka i założyłam, jak się okazało, szorty oraz biały T-shirt, a następnie zeszłam na dół. W kuchni, przy stole siedział Matt i popijał kawę. Przed nim leżały pachnące naleśniki. Podeszłam niepewnie i usiadłam naprzeciwko sięgając po jedzenie.
- A jednak przyszłaś.- widząc moje pytające spojrzenie kontynuował - Myślałem, że będziesz tam siedzieć wiecznie. Co się wtedy stało?
   Na początku chciałam powiedzieć mu o wszystkim, ale nie powinnam wciągać go w nie swoje sprawy, a poza tym znam go dopiero od kilku dni poza tym nie wiem czy mogę mu zaufać.
- Nic, po prostu chciałam iść na chwil e do sąsiadki i zemdlałam ze zmęczenia, to wszystko. - Matt nie wyglądał na przekonanego, ale nie miał wyjścia musiał mi uwierzyć.
- Tak w ogóle, skąd masz mój numer?
- Pamiętasz jak oddałem ci telefon przedwczoraj? Zanim to zrobiłem spisałem twój numer i wpisałem ci swój. -na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, a ja wyjęłam telefon i sprawdziłam kontakty. Faktycznie zapisał się jako ''Misiek''. Chwytliwa nazwa.
- Dobra Misiek. - zrobiłam w powietrzu cudzysłów - Zbieram się muszę lecieć. A i uprzedzając twoje kolejne pytanie nie, nie musisz mnie podwozić do domu, sama trafię.
- Ok, jak chcesz.
Poszłam na górę po swoje rzeczy zastanawiając się jednocześnie gdzie mogę pójść. Do domu trochę boję się wracać, jestem w końcu sama. Ale jest jedna osoba, która się mną ''zaopiekuje''. zeszłam szybkim krokiem i zaraz byłam przy drzwiach wejściowych.
- Cześć, dzięki za wszystko!
- Zawsze do usług! ukłonił się teatralnie, na co ja zaśmiałam się pod nosem.

  Ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, gdy mój telefon zawibrował. Momentalnie zastygłam w bezruchu. Dłonie miałam tak spocone, że myślałam, że zaraz upuszczę telefon, który wyjmowałam z kieszeni. Kolejna wiadomość od nieznajomego:

''Pamiętaj tylko, że to my ustalamy zasady, a jedną z nich jest 'Nie powiadamiaj policji'. Kolejne będą pojawiać się później w razie potrzeby. Jeśli złamiesz jakąkolwiek z nich, możesz pożegnać się z rodzicami.''
   Wpatrywałam się w wyświetlacz przez co najmniej kilka minut. W końcu dotarło do mnie, że będę musiała działać na własną rękę. Przyśpieszyłam, docierając akurat kiedy autobus stanął. Szybko wsiadłam do środka, usadawiając z tyłu po czym pogrążyłam się we własnych myślach.
                                                                               ***
   Po dwudziestu minutach drogi wysiadłam i udałam się w kierunku akademika. Cały czas myśląc o zaistniałej sytuacji. O jaką grę im chodzi? Jak mam wykonać ''swój ruch'' ? Dlaczego ja? Nic z tego nie rozumiem. Najlepiej w ogóle ignorowałabym te smsy, gdyby nie rodzice. Zanim się obejrzałam byłam na przeciwko drzwi do mieszkania Jesa. Nie przejmując się pukaniem weszłam do środka. 
- Nikt cię nie nauczył pukać księżniczko? - Na łóżku siedział dwudziesto letni ciemny brunet wgapiający się w telefon. Jest całkiem przystojny jak na palanta. 

- Teraz na poważnie. Jest sprawa i to nie mała. Potrzebuję pomocy. 
- Uuuu... Lissana Dayl potrzebuje pomocy, nie słychane!
- Możesz być choć raz poważny?! - teraz to mnie na serio wkurzył.
Spojrzał na mnie pierwszy raz odkąd weszłam do pokoju.
- O co chodzi?
- Nie wiem od czego zacząć..
- Najlepiej od początku.- zgromiłam go wzrokiem.
-Dzisiaj jak wracałam ze szkoły dostałam smsa - pokazałam mu wiadomość i gdy czytał mówiłam dalej. - myślałam, że to żarty dlatego się tym nie przejęłam. Gdy wróciłam do domu wzięłam prysznic, wtedy ktoś wszedł do domu. Byłam pewna, że to mała, bo ona często czegoś zapomina. Weszłam do kuchni, a na stole stały trzy kości do gry, obok liścik, że zignorowałam ich ostrzeżenie i mają naszych rodziców. Nagle z kości zaczął lecieć dym od razu uciekłam z mieszkania i straciłam przytomność.
  Ominęłam na razie część z Mattem. Przez cały czas Jes słuchał mnie uważnie ciągle patrząc się w moją komórkę.
- Gdy szłam do ciebie dostałam jeszcze tego smsa - chciałam pokazać mu drugą wiadomość, ale był szybszy. - Proszę, pomóż mi nie wiem co robić.
- Powiedziałaś proszę więc coś jest na rzeczy. Pewnie, że ci pomogę. tylko jeszcze nie wiem w jaki sposób. Powiem ci jedno - Spojrzał na mnie zatroskanym,a jednocześnie poważnym wzrokiem. - jesteś w niebezpieczeństwie, nawet nie wiesz jak dużym.
-C-co? - gapiłam się na niego z niedowierzaniem. - A skąd ty niby wiesz w jak dużum niebezpieczeństwie się znajduję.
- Teraz nie czas na takie wyjaśnienia. Trzeba znaleźć sposób, aby wybrnąć z tej sytuacji.
Jes myślał, ale ja nie byłam w stanie. Coraz bardziej mnie to przeraża. Na szczęście nie jestem sama. Jes jest moim bratem, nie za bardzo za sobą przepadaliśmy i do dziś tak pozostało. Kiedy zaczął studiować mechanikę wyprowadził się, a dom stał się pusty. Z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Teraz co jakiś czas go odwiedzałam, ale nie za często. Ale w tej chwili nie czas na rozpamiętywanie tego co było.
- Zaraz, zaraz co się stało z tobą po tym jak zemdlałaś?
- Aaa... - Co mi tam!- Kolega był akurat w pobliżu i zabrał mnie do siebie.
Chłopak tylko uniósł brew .
- Kolega?
- Tak, kolega.
- A jak ten kolega ma na imię?
Ta i co jeszcze?
- Nie powinno cię to obchodzić. Czy ja się ciebie pytam z kim się spotykasz?!
- Dobra, uspokój się księżniczko. Tylko pytam.
- Matt. Ma na imię Matt. Zadowolony?
Jes momentalnie zesztywniał, jakby już znał to imię.
- Jes? Hej jesteś tam? Ziemia wzywa! JES!
- Co? A tak już jestem. Mówiłaś coś? 
- Nie gapiłam się na ciebie jak dupa w kibel. Skąd go znasz?
- Kogo?
- Świętego Mikołaja! Oprzytomnij trochę chłopie! Skąd znasz Matta?!
- A nie, nie, tylko go z kimś pomyliłem - oboje wiedzieliśmy, że kłamał - Nie przejmuj się. Właśnie, jesteś głodna? - gdy tylko wypowiedział te słowa mój brzuch wydał z siebie stłumiony dźwięk. - Tak myślałem. Choć przejdziemy się, tu nie daleko jest pizzeria.
   Wstał i ruszył do drzwi, a ja zaraz za nim. Rzeczywiście jestem głodna, rano wypiłam tylko jogurt, jabłko zostawiłam w torbie i u Matta zjadłam jednego naleśnika. Schodziliśmy po schodach, a ja co jakiś czas spoglądałam na mojego brata. Widać było, że coś go dręczy, tylko jeszcze nie wiem co. Na pewno coś ukrywa. Później to z niego wyciągnę.

                                                                             ***
Cześć! Oto obiecany rozdział. Choć tak między nami, miał pojawić się już w piątek, ale tak to jest jak robi się wszystko na ostatnią chwilę. Następny rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu (jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie). Jak zwykle zachęcamy do komentowania i życzymy miłej lektury.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 5 "Teraz twój ruch"

Wanna hear your beating heart tonight
Before the bleeding sun comes alive
I want to the jest of what is left hold tight
And hear my beating heart one last time...
                  ("Beating heart"- Ellie Goulding)


Nawet jak ustawisz swoją ulubioną piosenkę jako budzik, to i tak jest wkurzający. Z grymasem na twarzy wyjęłam telefon spod poduszki i wyłączyłam piosenkę. Jak ja nienawidzę wstawać do szkoły! Kto wymyślił, żeby lekcje zaczynać od 8:00?
Po kilku chwilach użalania się nad swoim życiem postanowiłam pójść do łazienki. Już miałam się ruszyć, gdy do mojego pokoju wpadła moja roztrzepana matka.
- Dziecko, dlaczego ty jeszcze śpisz?! Już po siódmej, a ty jeszcze w łóżku?! Jak się nie ruszysz spóźnisz się do szkoły!
Po tych słowach po prostu wyszła.
Było to poniekąd dziwne, ale u mnie to norma. Zwlekłam się wreszcie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jeansy, czystą bieliznę i jakąś bluzkę.
Poszłam pod prysznic po czym się ubrałam i zrobiłam lekki makijaż. Ze spakowaną już torbą poszłam do kuchni. Po drodze widziałam jak mama pakuje przybory do rzeźbienia. Pewnie idzie dzisiaj do pracowni.
Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami: 7:48. Muszę już wychodzić. Wzięłam z lodówki jogurt pitny, a ze stołu jabłko. Założyłam moje botki oraz płaszcz i wyszłam z domu. Szkołę mam niedaleko, więc szybko dotarłam na miejsce. Przy wejściu stała Taylor. Pomachałam do niej z uśmiechem. Dzisiaj była ubrana w czarne spodnie, białą bluzkę i rozpiętą, długą koszulę w czarno-białą kratę do kolan. Ledwo do niej podeszłam i już usłyszałyśmy dzwonek. Szybko zostawiłam płaszcz w szatni i poszłyśmy na lekcję. Pierwszą lekcję mieliśmy z "Blachą". Nazywamy tak nauczycielkę od matematyki, bo wszystkiego każe nam się uczyć "na blachę". Była strasznie upierdliwa. Nie odpuszczała nikomu, także dzisiaj.
Na przerwie szłam z Taylor przez korytarz, kiedy moją twarz zakryła para dłoni.
- Zgadnij kto to!
Nie musiałam w ogóle się zastanawiać.
- Mike!
Odwróciłam się i rzuciłam się na szyję czarnowłosemu chłopakowi. Był wysoki i szczupły, lecz umięśniony. Uchodził w szkole za przystojniaka.
- No cześć, jak tam?
- Jest dobrze jak nigdy wcześniej.
Patrzył na mnie, a ja widziałam w jego oczach jak zaświtała mu pewna myśl.
- A masz jeszcze łaskotki?
Minęła chwila zanim zrozumiałam jego zamiary.
- Nie wasz się...
Nie dokończyłam, bo po chwili zwijałam się ze śmiechu.
- Mike! Nie! Przestań!
Tylko takie słowa mogłam z siebie wykrztusić. W końcu się nade mną zlitował i mnie puścił. Odwróciłam się i zobaczyłam za nim kędzierzawego chłopaka.
- Nick!
Jego włosy także były czarne. Tylko on wydawał się bardziej uroczy niż przystojny. Jego także przytuliłam.
- Ale się stęskniłaś. Uważaj, bo uwierzę, że to szczere.
Ze śmiechem pacnęłam go ręką w głowę.
- Auć! To było potrzebne?
Pogroziłam mu palcem.
- Tak, jeśli wygadujesz takie głupoty.
Spojrzał na mnie ze "skruchą".
- No dobra, przyznaję się, zasłużyłem.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
Taylor, która dotychczas stała z boku odezwała się:
- Ok, ferajna! Co wy na to, żebyśmy poszli na boisko?
Wszyscy ustaliliśmy, że to dobry pomysł, więc tam się udaliśmy.
Boisko szkolne było sporych rozmiarów, ale nie była to jakaś arena. Usiedliśmy na trybunach i całą przerwę spędziliśmy właśnie tam.
Reszta dnia strasznie mi się dłużyła. Na każdej lekcji rysowałam na marginesie zeszytu lub przeglądałam Internet.
Ale gdy wyszłam z tego więzienia dla obłąkanych wróciła do mnie chęć do życia.
Ruszyłam uliczką do domu, gdy mój telefon zasygnalizował przyjście wiadomości od nieznajomego numeru. Wygrzebałam z torebki telefon ( co zajęło mi trochę czasu) i przeczytałam sms:
"Zostałaś wybrana do naszej gry o śmierć i życie. Masz szansę, lecz niewielką na wygraną. Wszystko zależy od ciebie. My już zaczęliśmy. Teraz twój ruch."
Na początku trochę się przestraszyłam, ale po chwili uśmiechnęłam się na głupotę moich przyjaciół. Wiele razy robili mi takie żarty. Raz gdy miałam dziesięć lat dostałam od nich taką wiadomość i  pobiegłam przestraszona do mamy, a ona zadzwoniła na policję. Była afera, wszyscy dostaliśmy reprymendę od policjanta i karę od rodziców. Potem  sąsiedzi mówili jakie to jesteśmy złe dzieciaki. Mój uśmiech się poszerzył na to wspomnienie. Z bananem na twarzy schowałam telefon z powrotem. Ruszyłam przed siebie nie zauważając faceta idącego przede mną. Na moje nieszczęście pił kawę i zderzając się ze mną cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie. Zaklął i spojrzał na mnie ze złością.
- Jak chodzisz?!
- Przepraszam.
Przeszedł koło mnie coś odwarkując. Co za wredny typ. Kawa przesiąkła przez moje ubranie i cała zaczęłam się lepić. Świetnie! Znowu będę musiała brać prysznic , a bluzka jest do wyrzucenia. Zła wróciłam do domu, walnęłam torebkę byle gdzie, rozebrałam się i od razu weszłam pod prysznic. W mieszkaniu nikogo nie było, więc mogłam tam siedzieć ile chciałam. W pewnym momencie usłyszałam cichy trzask zamykanych drzwi. Zdziwiło mnie to, bo nikogo nie było w domu. Pewnie to mama, jak zwykle czegoś zapomniała. Zakręciłam kurki, wytarłam się, założyłam bieliznę oraz szlafrok i poszłam do kuchni coś zjeść. Gdy weszłam do pomieszczenia pierwsze co zobaczyłam to trzy kości do gry planszowej na stole i kartkę obok. Trochę się przestraszyłam, bo dotarło do mnie, że ktoś bez mojej wiedzy tu był. Jeśli się okaże, że to sprawka Taylor, Mika i Nicka to solidnie dostaną. To robi się coraz mniej śmieszne. Podeszłam i wzięłam, jak mi się wydawało, liścik do ręki. Gdy przeczytałam wiadomość zamarłam:
" Zignorowałaś nasze zaproszenie do gry. Wiedz, że mamy twoich rodziców, więc sama się domyślasz, że stawka jest wysoka. A ty oddałaś nam swój ruch.
Masz dziesięć sekund od... TERAZ!"
Jak na zawołanie z oczek kości zaczął wyłaniać się dym. Od razu zaczęłam się dusić, a w płucach poczułam ostre kłucie. Zakryłam dłonią usta i pobiegłam do drzwi. Kiedy udało mi się wyjść upadłam na kolana próbując zaczerpnąć powietrza. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Coraz trudniej było mi oddychać. Po głowie cały czas chodziły mi te same myśli:
"To nie jest sprawka moich przyjaciół. Co to wszystko ma znaczyć?"
Po czym zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. 


Jeszcze raz przepraszamy za opóźnienie, ale w końcu mamy ten piąty rozdział. Następny w najbliższy poniedziałek:)
Prosimy o komentowanie!