Oczami Lissany :
Kiedy obudziłam się rano słońce było już wysoko a z kuchni dochodził
zapach jajecznicy. Nie musiałam długo
czekać aby domyślić się że to Jes robi nam śniadanie. Nie widziałam sensu
dłużej leżeć w łóżku skoro mój brat od rana tak produkuje się w kuchni.
-Cześć Ana. Wow! Wyglądasz jakbyś z konia spadła. -zaśmiał się cicho pod
nosem.
-To tylko mój poranny urok. Poza tym też byś tak wyglądał gdybyś spał w niewygodnych
ciuchach i miał przez calutką noc masę bardzo milutkich koszmarów -mówiąc to
przewróciłam oczami.
-Dobra, już dobra,tylko mnie nie pogryź. Opowiedz lepiej co ci się śniło
-powiedział uśmiechając się głupkowato i unosząc dłonie w geście rozejmu. Dobrze wie, że go nie znoszę.
- Wszystko zaczęło się na początku niepozornie, choć od razu wiedziałam
że jest coś nie tak, bo byliśmy na polanie w lesie. Nagle z za drzewa wyłonił
się chłopak.....
-Kto to? Znasz go?
-I tu pojawia się problem bo to..... To był Mat jestem tego pewna,ale i
tak nie uważam żeby był zły. To tylko
głupi sen nic nie znaczy. -powiedziałam pod denerwowana.
-Jak chcesz, ale ja na twoim miejscu uważał bym na niego.
Super kolejne kazanie. Nawet jak niema rodziców zawsze znajdzie się
osoba, która bez względu na wszystko będzie cię pouczać. Mam już tego
serdecznie dosyć muszę komuś się wyżalić. Muszę spotkać się z Taylor. Wyjmując
telefon z torby na jego wyświetlaczu zobaczyłam swoje odbicie. Powiem tyle moja
twarz była takiego samego koloru co moje włosy. Właśnie miałam wybrać imię Taylor
z kontaktów kiedy mój telefon zawibrował. Ona chyba czyta mi w myślach. Nie
czekając ani chwili odebrałam telefon i poszłam usiąść na parapecie okna, które wychodziło na
przepiękny dziedziniec akademika.
-Cześć Taylor. Nie uwierzysz ale właśnie miałam do Ciebie dzwonić.
-Masz rację nie uwierzę, a tak w ogóle co się z tobą dzieje dziewczyno.
Jednego dnia widzę cię w szkole rozanieloną jak skowronek, a następnego słuch po tobie zanika.
Dzwoniłam, tylko że nie odbierałaś,
potem byłam u ciebie w domu, ale było pusto kompletna cisza. Wiesz jak
się o ciebie martwiłam? Już myślałam, że cię dopadł jakiś zombi z maczetą który
wyżarł ci mózg, a twoje ciało zakopał
gdzieś koło torów....
-Hola, hola ściągnij wodze, aż tak źle nie jest, ale i tak muszę z tobą
pogadać. Spotkajmy się za 10 minut w
naszej kafejce.
-No dobra i tak nie nauczyłam się na sprawdzian z matmy. Zaraz tam będę.
-To do zobaczenia.
Po krótkiej rozmowie zeszłym z okna i dołączyłam do Jesa kończącego
swoją porcję jajecznicy.
-No, no, no, widzę że w końcu nauczyłeś się nie przypalać każdego dania,
które przygotujesz, mój młody podawanie -nie mogłam się powstrzymać od tej
kąśliwej uwagi
-Nie ciesz się tak tobie zostawiam kolacje, bo spodziewam się, że
wychodzisz.
-Tak umówiłam się z Taylor. Potem pójdę do domu po jakieś ciuchy.
-Może lepiej poczekarz, aż skończę zajęcia wtedy pójdę z tobą.
-Aha, jasne uważaj bo jeszcze do domu nie trafię. -powiedziałam z
przekąsem
-Wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, ale potrafię o siebie zadbać, nie martw się o mnie. Poza tym
będzie ze mną Taylor. -odpowiedziałam czesząc się w łazience
-To wcale mnie nie uspokoiło. -uśmiechnął się krzywo
-No to masz problem. -rzuciłam, całując go w policzek i podeszłam do
drzwi
-Uważaj bo jeszcze pomyślę że jesteś dla mnie miła.
-Chciałbyś -odparłam i trzasnęłam drzwiami wychodząc.
****************
Cała droga zajęła mi kilka minut, ale wciąż miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ilekroć odwracałam głowę nikogo tam nie było. Chyba
zaczynam popadać w paranoję.
Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał SMS-a. To pewnie Taylor. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam
znajomy szyld z napisem Daisy Cafe i kwiatkiem stokrotki.
Podawali najlepszą kawę w mieście nie tylko według mojej opinii. Kiedy tylko
weszłam, od razu zobaczyłam, przyjaciółkę siedzącą przy stoliku w rogu.Nie
zauważyła mnie, bo siedziała do mnie tyłem i pochłonięta była czytaniem
jakiegoś kolorowego pisemka o gwiazdach. Podeszłam do niej i przytuliłam od
tyłu.
-Aaa puść mnie jesteś jak lodówka na nogach.
-Dzięki za komplement, ale uważam że jestem trochę za chuda na lodówkę.
Taylor wybuchła śmiechem. Uwielbiałam nasz sposób przyjaźni, trochę
śmiechu, trochę dogryzek, parę teatralnych fochów, ale bez względu na wszystko
zawsze razem.
-To ty, może się rozbierz, a ja pójdę po kawę. -zaproponowała kiedy już
przestała się śmiać. Nie pytała jaką chce kawę. Znałyśmy się już tak długo, że
wiedziałyśmy o sobie wszystko.Czasem to ułatwiało sprawę a czasem wręcz
przeciwnie. Nawet nie minęła chwila, a Taylor już wróciła z gorącą kawą.
-Taka jak lubię, to teraz opowiadaj co się takiego stało.
-Jak by ci to powiedzieć...
-Najlepiej normalnie pamiętaj wstęp, rozwinięcie zakończenie tego się
trzymajmy. -powiedziała z uśmiechem
-Pamiętasz jak wtedy od ciebie poszłam do domu? -odpowiedziała
skinieniem głowy -Weszłam do domu, ale nikogo nie było. Nie przejęła się tym
zbytnio i poszłam pod prysznic. Właśnie wtedy usłyszałam otwieranie drzwi.
Myślałam, że to mama więc zawołałam ją, ale odpowiedziały mi tylko trzaskające drzwi. Założyłam więc
szlafrok i zeszłam na dół, a tam na
stole leżały kostki do gry planszowej, a na telefon przyszła mi wiadomość.
-Mówiąc to podałam jej telefon -Zaraz po tym z kostek zaczął wydobywać się gaz, a w płucach czułam jakby mi ktoś wrzucił potłuczone szkło. Natychmiast wybiegł
z domu, ale zemdlałam. Następne co pamiętam to przebudzenie w domu Mata.....
-Czekaj, Mata? -przerwała mi w pół zdania Taylor. Czy zawsze musi
zadawać pytania jeśli chodzi o chłopaków? -Tego przystojniaka którego spotkałaś
ostatnio na przystanku?-w odpowiedzi uśmiechnęłam się. -Hej nie wydaje ci się
dziwne, że gościu zna cię kilka dni i znajduje cię pół nagą na trawniku przed
twoim blokiem?
-Może i tak ale wolałam obudzić się u niego niż przed moim blokiem. Tak
czy inaczej obudziłam się, pogadaliśmy chwilę, no a potem poszłam do Jesa.
-No proszę brat marnotrawny powrócił.
-Tak, teraz chwilowo mieszkam z nim w akademiku.
-Pamiętaj, że zawsze możesz pomieszkać ze mną. Moja podłoga jest bardzo
wygodna. -uśmiechnęła się
-Dzięki ale na razie nie skorzystam nie chce cię w to wciągać.
-Poniekąd już to zrobiłaś opowiadając mi o wszystkim. Choć na początku
myślałam że to jakiś twój wykręt od szkoły, ale te smsy wyglądają poważnie,
może idź z tym na policję?
-Coś ty przecież jasno napisali żadnej policji. Muszę to sama załatwić.
-Ale jak? -spytała zatroskana
-Jeszcze nie wiem, ale na pewno
coś wymyślę -puściłam do niej oko. Kiedy usłyszałam telefon Taylor,
który zaraz odebrała.
-Halo? Cześć, jestem z Lissanom w kafejce.Teraz ? Sorry nie oleje przyjaciółki.
No to na razie.
-Kto to? Kolega?
-Może, ale nie zostawię cię samej z tom dziwną sytuacją.
Po tych słowach zapadła dziwna cisza, więc postanowiłam ją przerwać .
-Słuchaj ja i tak muszę już iść, a ty zadzwoń do niego i umów się z nim
a my spotkamy się jutro w szkole. -zagadnęłam i zaczęłam się ubierać
Oczy mojej przyjaciółki zabłyszczały, a ona rzuciła się na moją szyję.
-Dzięki, obiecuję że wszystko Ci opowiem.
-Mam nadzieję . To do zobaczenia.
-Pa.
************
Kiedy wychodziłam z kafejki chyba nie bardzo wiedziałam co robię. Miałam
poprosić Taylor żeby poszła ze mną do domu po parę rzeczy, obiecałam Jessowi.
No trudno poradzę sobie sama. Kiedy miałam skręcić w uliczkę prowadzącą na moje
osiedle minął mnie facet na oko 20 lat. Przystanęłam na chwilę. Nagle do mnie
dotarło to ten sam facet co wtedy kłócił się z Matem. Ciekawe co on tutaj robi?
Już chciałam za nim iść, ale powstrzymał mnie dźwięk komórki to Jes.
-Halo?
-No cześć siostra gdzie jesteś?
-Pod domem wezmę kilka rzeczy i wracam.
-A gdzie Taylor?
-Coś jej wypadło i nie mogła ze mną iść. -No, co przecież nie wkopie
przyjaciółki przed bratem i tak ma już o niej wystarczająco złe zdanie.
Kapryśna, rozpuszczona i takie tam, ale hej ja nie krytykuje jego kumpli.
-To czekaj zaraz tam będę.
-No dobra widzę że nic cię nie przekonam to przynajmniej już się
spakuje. Pa.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mężczyzny, ale jego już nie było.
-Cholera! Jes ma naprawdę dobre wyczucie czasu.