wtorek, 31 stycznia 2017

Rozdział 10 "To raczej było ostrzeżenie"

Oczami Mata :

Już dość długo nie widziałem Lissany. W końcu postanowiłem zrobić jej niespodziankę i pojechałem pod jej szkołę. Godziny mijały, a jej nie było aż w końcu zobaczyłem dziewczynę z fioletowymi pasemkami.

-Taylor prawda?
-A my się znamy? -pytająco zmarszczyła brwi
-Osobiście nie, ale szukam twojej przyjaciółki.
-I myślisz że to takie proste ty spytasz, a ja odpowiem?
-Z grubsza to tak. -odparłem z zawadjackim uśmieszkiem
-To sorry, ale nic z tego. -powiedziała odwracając się na pięcie
W ostatniej chwili złapałem ją za przegub ramienia.
-Słuchaj źle zaczęliśmy jestem Mat i naprawdę zależy mi na Lissanie. Martwię się o nią nie odbiera telefonu.
-Zabije mnie za to, ale dobrze. -mówiąc to wsiadła na motor. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
-No co? Chcesz wiedzieć gdzie jest musisz mnie zabrać ze sobą.
-Zgoda. To dokąd?- spytałem odpalając maszynę.
-Do szpitala miejskiego. Miała wypadek.
-I wszystko jasne -skwitowałem.

#############

-Jest na 4 piętrze.
-Zaczekaj co tak w ogóle się stało?
Miałem tego dość, żadnych informacji. Myślałem, że sama zacznie mówić, ale nic takiego nie miało miejsca.
-Jes powiedział mi tyle, że mieli wypadek wybuch samochodu czy coś w tym stylu. Ane leży od wczoraj nieprzytomna, ale kiedy Jes mógł od razu do mnie zadzwonił. -powiedziała zmartwiona
-Czekaj chwilę Jes? Chłopak czy co?
-Spokojnie Romeo to tylko brat twojej Julii. -odpowiedziała z uśmiechem, a ja przełknołem głośno ślinę. No to robi się ciekawie. Jeżeli to ten kretyn i powiedział jej o naszym incydencie to mam problem
-Choć widzę ją już się obudziła
############
Na początku myślałam, że umarłam. Cieszyłabym się nareszcie koniec tej chorej gierki. Gdyby nie fakt że muszę odnaleźć rodziców. Ich los jest w moich rękach kiedy tak myślałam. Zobaczyłam światło i ciemne cienie. Jednak po chwili cienie wyostrzyły się i nabrały postaci ludzi. Przez chwilę myślałam, że ta cała sprawa z porwaniem to tylko sen, ale wtedy na krześle obok zobaczyłam Jesa. Samego. Bez rodziców. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły i wszystko stało się jasne. Samochód, wypadek, ból i wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w szpitalu. Miałam w ciele więcej rurek niż faszerowany indyk na święta. No dobra może nie było, aż tak źle. Na sali byłam sama, a Jes siedział koło mnie z głową leżącą na moim łóżku.
-Jes?
-Księżniczko. Nareszcie się obudziłaś. Jak się czujesz?
-Jakby przejechał mnie tir, a wy zamiast mnie ratować uznaliście, że to dobry pomysł aby zrobić ze mnie faszerowanego indyka. -uśmiechnęłam się, a moje ciało przeszył lekki ból. Czułam się jak wtedy. Kiedy to miałam 5 lat, a mama otworzyła sobie wino i wtedy telefon zadzwonił. Mama poszła go odebrać, zostawiając mnie sam na sam z butelką wina. Kiedy wróciła opędzlowałam połowę. Byłam nieźle wstawiona dostałam karę na miesiąc, a dwa dni spędziłam w łóżku.
-O widzę, że ci humor wraca. Czyli już nie długo będziesz mogła nas opuścić. -w tej chwili zza przeszklonych drzwi wyszedł lekarz w śnieżno-białym kitlu Na oko 45 lat. Miał łysą połyskującą głowę, a pod nosem gęste wąsy. Na jego ustach gościł ciepły uśmiech, który prawdopodobnie przyczynił się do powstawania zmarszczek na jego twarzy.
-Ane, to doktor Collins. Zajął się tobą kiedy tu trafiliśmy.
-A co się tak właściwie stało? -spytałam z ciekawością
-Policja bada sprawę, ale prawdopodobnie wyciek gazu. Twój brat podpalił go otwierając samochód z pilota. - zmarszczyłam czoło coś tu było nie tak. Na potwierdzenie moich obaw Jes puścił do mnie oko.
-Siła wybuchu okazała się tak duża, że cisnęła tobą o ziemię .-serio co za przebiegłość Einsteinie, tyle to sama wiedziałam. -Twoje obrażenia były niewielkie, na szczęście nie stałaś, aż tak blisko. Chyba dziś wpiszemy cię do domu, ale pod warunkiem, że będziesz odpoczywać.
-To akurat mogę zrobić.
-To dobrze, a pana proszę o podpisanie dokumentów.
Ledwo wyszli, a na korytarzu pojawiła się Taylor. Co ona tu robiła? Wparował do pokoju i zamknęła mnie w żelaznym uścisku.
-Masz dożywotni zakaz robienia mi takich numerów. Pryma aprilis już było w tym roku. -powiedziała uwalniając mnie z klatki jaką stały się jej ramiona.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Powiadomił mnie twój brat a transport zapewnił chłoptaś. -powiedziała pokazując palcem drzwi - Jak już się nim znudzisz mogę go sobie wziąć? -spytała puszczając do mnie oko.
- Zastanowię się, ale na razie go nie dostaniesz. -powiedziałam żartobliwie.
- To ja może pójdę zobaczyć czy nie ma mnie gdzie indziej.
Kiedy zniknęła za drzwiami Mat od razu podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle opierając ręce na jego oparciu.
-Jak się czujesz?
-Jak po jeździe na całkiem szybkiej karuzeli. A tak w ogóle gdzie spotkałeś Taylor i skąd wiedziałeś kim ona jest?
-Po pierwsze masz jej zdjęcia na tapecie wyświetlacza, a adres szkoły na legitymacji. Po drugie nie grzebałem ci w rzeczach, tylko dokonałem przymusowej rewizji mającej na celu twoje bezpieczeństwo.
-No jasne, ale i tak cieszę się że jesteś.
-Ja też, apropo twojej przyjaciółki, całkiem niezłe z niej ziółko.
-Jest specyficzna, ale kocham ją jak siostrę, której już nie mam. -powiedziałam ze smutnym uśmiechem.
-Jak to nie masz?
-Zmarła w wieku 17 lat. Potrącił ją jakiś baran na przejściu dla pieszych. Nie miała szans. Krwiak w mózgu, śmierć na miejscu. -mówiłam to jakby od niechcenia ale wróciły wszystkie uczucia.-Nikt oprócz Taylor nie wie, że widziałam to wszystko. Dlatego też tak kiepsko prowadzę boję się, że mogę zrobić to samo co ktoś mojej siostrze -mówiąc to odwróciłam wzrok. Mat dotknął delikatnie mojego policzka, a zaraz złapał mnie za podbródek i odwrócił w swoją stronę. Powoli zbliżyliśmy się do siebie, a nasze usta złączyły się w lekkim pocałunku.
-Ekhemmm. Nie przeszkadzam? -zapytał Jes opierając się o framugę.
-Nie właśnie wychodziłem. -odparł Mat podnosząc się z krzesła –Zadzwonię.-odpowiedziałam skinieniem głowy. Kiedy Mat mijał drzwi, myślałam, że się pogryzą. Na szczęście nic się nie stało, a Jes jakby nigdy nic podszedł do łóżka.
-Dobre wieści. Wieczorem wracamy do domu. -mówił spokojnie
-Co to miało być? Nie nauczyli cię pukać?
- Prosiłem żebyś dała sobie z nim spokój, ale nie słuchasz.-zaczął się bronić.
- No i co z tego mam własny rozum, a ty nie jesteś moim ojcem.
- Co nie zmienia faktu, że się o ciebie martwię.
- Dobra, ty nie wnikasz z kim się spotykam ,a ja będę mówić gdzie idę i o której będę. Zgoda?
- Zgoda, ale musisz jeśli chodzi o chłopaka. -próbuje stawiać warunki o nie to ja tu jestem od tego.
- Ok, ale to działa w dwie strony.
- Niech będzie.
- Słuchaj mam prośbę przywiózł byś mi jakieś ubrania? Mam dość tej szpitalnej piżamy.
- Jasne zaraz będę -zaśmiał się
10 minut po jego wyjściu przyszła Taylor.
-Słuchaj mają tu przepiękną galerię dziecięcych rysunków, może pójdziemy zobaczyć? -zapytała z nadzieją w oczach.
-Jasne, dobrze że mnie już po odpinali. -ledwo stanęłam na nogach i poczułam, że znów muszę usiąść.-No to chyba na razie mam wf z głowy -przyjaciółka zaśmiał się -,może weźmiemy ten wózek.

###############

   Po kilku chwilach mknęłam już po korytarzu szpitala, pchana na wózku przez Taylor. Jadąc tak wjechaliśmy do pokoju, który od podłogi po sufit wyklejony był różnymi rysunkami młodszych i starszych dzieci.
-Naprawdę tu pięknie.
-Tak, ale to był pretekst żeby pogadać. Co się naprawdę stało? - zastanowiłam się chwilę.
-Wiem tyle, że to nie był wypadek. Słychać było wyraźnie tykanie.
-Myślisz że to oni?
-Nie wiem, ale wszystko jest możliwe.
-Nie uważasz, że jest to trochę dziwne najpierw zapraszają cię do gry, która nie ma sensu, a potem chcą cię zabić? -mówiąc gestykulowała rękami.
-Oni nie próbowali mnie zabić, bo mogli odpalić kiedy byłabym w samochodzie. To raczej było 

poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 9 "Na ziemię"

Oczami Lissany:
                Stanełam przed drzwiami do mojego mieszkania. Bałam się je otworzyć. Przypomniałam sobie, że pokłuciłam się z mamą przed tym jak została porwana. Teraz tego żałuje. Położyłam rękę na klamce. Jednym, szybkim ruchem otworzyłam drzwi, zanim mogłabym się rozmyślić. W środku panowała głucha cisza. Szłam do mojego pokoju przechodząc przez salon. To na tej sofie siedziałamoja mama z myślą, że pójdzie do pracowni i wróci do domu, by ugotować obiad. Tak się jednak nie stało. Samotna łza spłyneła mi po policzku. Dotarłam do mojego pokoju. Z szafy wyjełam dużą torbę i zaczełam wkładać do niej moje ciuchy. Już prawie skończyłam gdy natknełam się na szary sfeter z białym sercem na piersi. Ten sfetr mama dała mi w prezencie na siedemnaste urodziny. Nie wytrzymałam, po prostu nie mogłam. Nie dałam rady, ten sweter... To przelało tą całą czare goryczy, którą skrywałam w sercu. Rozpłakałam się jak dziecko i choć chciałam nie mogłam przestać. Wszystkie uczucia które kryłam za maską uśmiechu wpłynęły na światło dzienne.
-Ane?Lisana gdzie jesteś?
Nie odzywałam się, nie chciałam go widzieć. Chciałam zostać sama.
Nagle do pokoju wparował Jes. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Mam dosyć. Rozumiesz? Mam już po dziurki w nosie, tej całej cholernej sytuacji. Chcę żeby wrócili. -mówiłam szlochając mu w kurtkę.
-Wiem nie martw się, coś wymyślimy  Razem. Obiecuję.-kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam łzy na jego policzku i uśmiechnęłam się lekko.
-Spakowana?-spytał podnosząc się z podłogi.
-Już prawie jeszcze tylko książki. W końcu jutro idę do szkoły. - Mówiąc to zarzuciłam na ramię plecak pełen książek a Jes wziął torbę z rzeczami. Kiedy wychodziliśmy z klatki położył mi rękę na ramieniu i puścił do mnie oko. Wtedy już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Mimo różnic jakie nas dzieliłay ufałam mu.
-To gdzie zaparkowałeś samochód? -zagadnełam
-Na parkingu za blokiem. O tej porze powinno być tam pusto. -
Miał rację było. O tej prze ten parking zawsze był pusty. Właśnie dlatego mój braciszek tak go uwielbiał. Nieograniczona możliwość manewrów.
Dochodziliśmy do auta gdy nagle.
-Ane słyszysz to? -Jes zatrzymał się,więc zrobiłam to samo i usłyszałam ciche tykanie. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Jes ruszył w moją stronę.
-Na ziemię -krzyknął, ale było już za późno.
Samochód wyleciał w powietrze a ja czułam jak siła odrzutu ciska mną o ziemię. Najpierw był ból, a potem nic już nie czułam. Ostatnie co pamiętam to Jes krzyczał do mnie, ale go nie słyszałam. Potem tylko ciemność. Pustka. Nicość.
                                               ***********************************

Krótko, ale z wybuchem. Wiemy, że ostatnio rozdziały są dodawane w kratę, ale mamy dużo na głowie i nie ma po prostu kiedy wstawiać. Miłej lektury i jak zawsze zachęcamy do komentowania.

poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 8 "Muszę to sama załatwić"

Oczami Lissany :

   Kiedy obudziłam się rano słońce było już wysoko a z kuchni dochodził zapach  jajecznicy. Nie musiałam długo czekać aby domyślić się że to Jes robi nam śniadanie. Nie widziałam sensu dłużej leżeć w łóżku skoro mój brat od rana tak produkuje się w kuchni.
-Cześć Ana. Wow! Wyglądasz jakbyś z konia spadła. -zaśmiał się cicho pod nosem.
-To tylko mój poranny urok. Poza tym też   byś tak wyglądał gdybyś spał w niewygodnych ciuchach i miał przez calutką noc masę bardzo milutkich koszmarów -mówiąc to przewróciłam oczami.
-Dobra, już dobra,tylko mnie nie pogryź. Opowiedz lepiej co ci się śniło -powiedział uśmiechając się głupkowato i unosząc dłonie w geście rozejmu. Dobrze wie, że go nie znoszę.
- Wszystko zaczęło się na początku niepozornie, choć od razu wiedziałam że jest coś nie tak, bo byliśmy na polanie w lesie. Nagle z za drzewa wyłonił się chłopak.....
-Kto to? Znasz go?
-I tu pojawia się problem bo to..... To był Mat jestem tego pewna,ale i tak nie uważam żeby był zły.  To tylko głupi sen nic nie znaczy. -powiedziałam pod denerwowana.
-Jak chcesz, ale ja na twoim miejscu uważał bym na niego.
Super kolejne kazanie. Nawet jak niema rodziców zawsze znajdzie się osoba, która bez względu na wszystko będzie cię pouczać. Mam już tego serdecznie dosyć muszę komuś się wyżalić. Muszę spotkać się z Taylor. Wyjmując telefon z torby na jego wyświetlaczu zobaczyłam swoje odbicie. Powiem tyle moja twarz była takiego samego koloru co moje włosy. Właśnie miałam wybrać imię Taylor z kontaktów kiedy mój telefon zawibrował. Ona chyba czyta mi w myślach. Nie czekając ani chwili odebrałam telefon i poszłam usiąść  na parapecie okna, które wychodziło na przepiękny dziedziniec akademika.
-Cześć Taylor. Nie uwierzysz ale właśnie miałam do Ciebie dzwonić.
-Masz rację nie uwierzę, a tak w ogóle co się z tobą dzieje dziewczyno. Jednego dnia widzę cię w szkole rozanieloną jak skowronek,  a następnego słuch po tobie zanika. Dzwoniłam, tylko że nie odbierałaś,  potem byłam u ciebie w domu, ale było pusto kompletna cisza. Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Już myślałam, że cię dopadł jakiś zombi z maczetą który wyżarł ci mózg,  a twoje ciało zakopał gdzieś koło torów....
-Hola, hola ściągnij wodze, aż tak źle nie jest, ale i tak muszę z tobą pogadać. Spotkajmy się  za 10 minut w naszej kafejce.
-No dobra i tak nie nauczyłam się na sprawdzian z matmy. Zaraz tam będę.
-To do zobaczenia.
Po krótkiej rozmowie zeszłym z okna i dołączyłam do Jesa kończącego swoją porcję jajecznicy.
-No, no, no, widzę że w końcu nauczyłeś się nie przypalać każdego dania, które przygotujesz, mój młody podawanie -nie mogłam się powstrzymać od tej kąśliwej uwagi
-Nie ciesz się tak tobie zostawiam kolacje, bo spodziewam się, że wychodzisz.
-Tak umówiłam się z Taylor. Potem pójdę do domu po jakieś ciuchy.
-Może lepiej poczekarz, aż skończę zajęcia wtedy pójdę z tobą.
-Aha, jasne uważaj bo jeszcze do domu nie trafię. -powiedziałam z przekąsem
-Wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, ale potrafię o siebie zadbać, nie martw się o mnie. Poza tym będzie ze mną Taylor. -odpowiedziałam czesząc się w łazience
-To wcale mnie nie uspokoiło. -uśmiechnął się krzywo
-No to masz problem. -rzuciłam, całując go w policzek i podeszłam do drzwi
-Uważaj bo jeszcze pomyślę że jesteś dla mnie miła.
-Chciałbyś -odparłam i trzasnęłam drzwiami wychodząc.
                      
                                                                   ****************
   Cała droga zajęła mi kilka minut, ale wciąż miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ilekroć odwracałam głowę nikogo tam nie było. Chyba zaczynam popadać w paranoję.
Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał SMS-a. To pewnie Taylor. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam znajomy  szyld   z napisem Daisy Cafe i kwiatkiem stokrotki. Podawali najlepszą kawę w mieście nie tylko według mojej opinii. Kiedy tylko weszłam, od razu zobaczyłam, przyjaciółkę siedzącą przy stoliku w rogu.Nie zauważyła mnie, bo siedziała do mnie tyłem i pochłonięta była czytaniem jakiegoś kolorowego pisemka o gwiazdach. Podeszłam do niej i przytuliłam od tyłu.
-Aaa puść mnie jesteś jak lodówka na nogach.
-Dzięki za komplement, ale uważam że jestem trochę za chuda na lodówkę.
Taylor wybuchła śmiechem. Uwielbiałam nasz sposób przyjaźni, trochę śmiechu, trochę dogryzek, parę teatralnych fochów, ale bez względu na wszystko zawsze razem.
-To ty, może się rozbierz, a ja pójdę po kawę. -zaproponowała kiedy już przestała się śmiać. Nie pytała jaką chce kawę. Znałyśmy się już tak długo, że wiedziałyśmy o sobie wszystko.Czasem to ułatwiało sprawę a czasem wręcz przeciwnie. Nawet nie minęła chwila, a Taylor już wróciła z gorącą kawą.
-Taka jak lubię, to teraz opowiadaj co się takiego stało.
-Jak by ci to powiedzieć...
-Najlepiej normalnie pamiętaj wstęp, rozwinięcie zakończenie tego się trzymajmy. -powiedziała z uśmiechem
-Pamiętasz jak wtedy od ciebie poszłam do domu? -odpowiedziała skinieniem głowy -Weszłam do domu, ale nikogo nie było. Nie przejęła się tym zbytnio i poszłam pod prysznic. Właśnie wtedy usłyszałam otwieranie drzwi. Myślałam, że to mama więc zawołałam ją, ale odpowiedziały mi  tylko trzaskające drzwi. Założyłam więc szlafrok i zeszłam  na dół, a tam na stole leżały kostki do gry planszowej, a na telefon przyszła mi wiadomość. -Mówiąc to podałam jej telefon -Zaraz po tym z kostek zaczął wydobywać się gaz, a w płucach czułam jakby mi ktoś wrzucił potłuczone szkło. Natychmiast wybiegł z domu, ale zemdlałam. Następne co pamiętam to przebudzenie w domu Mata.....
-Czekaj, Mata? -przerwała mi w pół zdania Taylor. Czy zawsze musi zadawać pytania jeśli chodzi o chłopaków? -Tego przystojniaka którego spotkałaś ostatnio na przystanku?-w odpowiedzi uśmiechnęłam się. -Hej nie wydaje ci się dziwne, że gościu zna cię kilka dni i znajduje cię pół nagą na trawniku przed twoim blokiem?
-Może i tak ale wolałam obudzić się u niego niż przed moim blokiem. Tak czy inaczej obudziłam się, pogadaliśmy chwilę, no a potem poszłam do Jesa.
-No proszę brat marnotrawny powrócił.
-Tak, teraz chwilowo mieszkam z nim w akademiku.
-Pamiętaj, że zawsze możesz pomieszkać ze mną. Moja podłoga jest bardzo wygodna. -uśmiechnęła się
-Dzięki ale na razie nie skorzystam nie chce cię w to wciągać.
-Poniekąd już to zrobiłaś opowiadając mi o wszystkim. Choć na początku myślałam że to jakiś twój wykręt od szkoły, ale te smsy wyglądają poważnie, może idź z tym na policję? 
-Coś ty przecież jasno napisali żadnej policji. Muszę to sama załatwić.
-Ale jak? -spytała zatroskana
-Jeszcze nie wiem, ale na pewno  coś wymyślę -puściłam do niej oko. Kiedy usłyszałam telefon Taylor, który zaraz odebrała.
-Halo? Cześć, jestem z Lissanom w kafejce.Teraz ? Sorry nie oleje przyjaciółki. No to na razie.
-Kto to? Kolega?
-Może, ale nie zostawię cię samej z tom dziwną sytuacją.
Po tych słowach zapadła dziwna cisza, więc postanowiłam ją przerwać .
-Słuchaj ja i tak muszę już iść, a ty zadzwoń do niego i umów się z nim a my spotkamy się jutro w szkole. -zagadnęłam i zaczęłam się ubierać
Oczy mojej przyjaciółki zabłyszczały, a ona rzuciła się na moją szyję.
-Dzięki, obiecuję że wszystko Ci opowiem.
-Mam nadzieję . To do zobaczenia.
-Pa.
              
                                                                     ************

   Kiedy wychodziłam z kafejki chyba nie bardzo wiedziałam co robię. Miałam poprosić Taylor żeby poszła ze mną do domu po parę rzeczy, obiecałam Jessowi. No trudno poradzę sobie sama. Kiedy miałam skręcić w uliczkę prowadzącą na moje osiedle minął mnie facet na oko 20 lat. Przystanęłam na chwilę. Nagle do mnie dotarło to ten sam facet co wtedy kłócił się z Matem. Ciekawe co on tutaj robi? Już chciałam za nim iść, ale powstrzymał mnie dźwięk komórki to Jes.
-Halo?
-No cześć siostra gdzie jesteś?
-Pod domem wezmę kilka rzeczy i wracam.
-A gdzie Taylor?
-Coś jej wypadło i nie mogła ze mną iść. -No, co przecież nie wkopie przyjaciółki przed bratem i tak ma już o niej wystarczająco złe zdanie. Kapryśna, rozpuszczona i takie tam, ale hej ja nie krytykuje jego kumpli.
-To czekaj zaraz tam będę.
-No dobra widzę że nic cię nie przekonam to przynajmniej już się spakuje. Pa.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mężczyzny, ale jego już nie było.

-Cholera! Jes ma naprawdę dobre wyczucie czasu.

poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 7 "Co ja mam robić?"

Oczami Matta:

Po tym jak wyszła Lissana zadzwoniłem do chłopaków.
- Halo?
- Cześć Potter, jak tam idzie z tą dziewczyną?
- Na razie spoko, trzęsie się ze strachu! A tak z innej beczki... NIE NAZYWAJ MNIE TAK!
- Dobra, dobra, wyluzuj trochę. A co z jej rodzicami?
- Są u nas, obecnie nie wiedzą co się dzieje.
- To dobrze i niech tak zostanie. Słuchaj, dojadę do was w dopiero za tydzień. Doszło mi trochę spraw, ok?
- Dobra jeśli będzie jakaś sprawa dla ciebie to zadzwonimy.
-Ok, dzięki, pa!
- Hej!

   Rozłączyłem się, a telefon położyłem na blacie w kuchni. Harry jak zwykle się wkurza z powodu tego przezwiska. Ale to do niego pasuje.
Nie lubię okłamywać przyjaciół, ale musiałem, bo chciałem bliżej poznać Lissanę.
Ta dziewczyna coraz bardziej mnie intryguje. Każda dziewczyna, jaką spotkałem do tej pory zaczynała się do mnie od razu kleić. Większość z nich było pustymi panienkami. Z nią jest inaczej. Jest inteligentna, a jednocześnie piękna i urocza... Ej, ej, ej! Mat przystopuj trochę, ogarnij się! O czym ty myślisz? Chyba się przejdę i przewietrzę umysł. Wyszedłem z domu i udałem się w stronę centrum miasta z zamiarem pójścia do parku. Po drodze rozmyślałem o misji  z tą dziewczyną, mamy zamiar zmusić ją do wykonywania naszych poleceń, a potem wciągnąć w nasz świat. Przyda nam się jakaś dziewczyna w zespole. Jeszcze nie wiem jak ma na imię i kim jest, ale dowiem się za tydzień. mam nadzieję, że nie jest jakąś ofiarą losu, bo nie mam zamiaru jej niańczyć. Akurat wypadło na mnie, że będę ją trenował.

   Gdy już dochodziłem do parku zauważyłem jaz z pizzeri wychodzi dziewczyna z burzą rudych włosów, w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Oczywiście, że to Lissana, ale tego drugiego, chyba nie znam. Zaraz, zaraz... Przecież to facet, który kiedyś nieszczęśliwym trafem zaplątał się w naszą akcję, mieliśmy trochę problemów, ale szybko go uciszyłem. dziewczyna zauważyła mnie i pomachała energicznie mówiąc coś Jesowi - nie wiem czy dobrze zapamiętałem imię - na ucho. On gdy na mnie spojrzał momentalnie zesztywniał ze strachem w oczach. Szybko powiedział coś Lissanie na ucho i ruszył szybko w przeciwnym kierunku. Dziewczyna jeszcze się do mnie odwróciła i posłała pytające spojrzenie po czym ruszyła biegiem za chłopakiem. No świetnie, trzeba było zostać w domu. Z westchnięciem wcisnąłem ręce w kieszenie i skierowałem się w stronę parku.

Oczami Lissany:

- Co się z tobą dzieję? Dlaczego uciekłeś? Chciałam, żebyście się poznali. Słuchasz mnie w ogóle?!
- Tak, słucham. Co mówiłaś? - serio? I tak mnie ten człowiek słucha. Normalnie zwariować można!
- Chciałam żebyś go poznał!
Zatrzymał się gwałtownie.
- Tyle że my się już znamy!
Stałam przed nim oniemiała, nie dlatego, że go znał, to już dawno podejrzewałam. Dziwiłam się tylko, dlaczego się tak szybko zdenerwował. Coś musi być nie tak.
-Jes, co się dzieje?
- Nic, po prostu znaliśmy się wcześniej. - odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Od razu go dogoniłam.
- Przecież widzę, że coś się dzieje. Widziałam jak na niego patrzyłeś, widziałem jak zareagowałeś, kiedy wypowiedziałam jego imię. Proszę powiedz mi co jest grane. Martwię się o ciebie.
On tylko zwolnił kroku.
- Martwić to się powinnaś o siebie.
- Właśnie chcę się dowiedzieć czemu! Bo ty jak widać nie chcesz mi powiedzieć, do jasnej cholery!
- Przestań się na mnie wydzierać! Ludzie się patrzą. - zatrzymałam się, a on za mną - Jak tak bardzo chcesz to mogę ci wszystko powiedzieć, tylko nie tutaj. Skinęłam głową i ruszyłam za nim do akademika.
                                                               ***************************
   Gdy już byliśmy w środku Jes zrobił mi herbatę i usiadł obok. Patrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem, na co on tylko westchnął.
- Wszystko chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Kiedy wracałem późnym wieczorem do domu usłyszałem niedaleko jakieś krzyki i huk. Gdy poszedłem w tamtą stronę okazało się, że dochodziły ze starego magazynu. Z ciekawości chciałem zobaczyć co tam się wyrabia. Jaki ja byłem głupi! Gdybym spokojnie przeszedł obok nic by się nie stało. Ale nie! Musiałem tam pójść. W każdym bądź razie przyczaiłem się przy wybitym oknie i zobaczyłem twojego chłopaka celującego...
- To nie jest mój chłopak!
- Mniejsza. ... Celował on do kolesia, który już miał rzucić broń na ziemię, kiedy mnie zobaczył. Wycelował we mnie i strzelił, a ja w ostatniej chwili schowałem się za ścianą. To odwróciło uwagę Mata i ten zwiał. Nieźle się wkurzył. Miałem uciec do domu, ale gdy się odwróciłem stał przede mną jeden z ich ludzi. Walnął mnie w głowę i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem siedziałem związany na krześle w małym pokoju. Czekałem tam z dwadzieścia minut. W końcu do pokoju wszedł Mat i mnie pobił. Pamiętasz jak nie odzywałem się do was dwa tygodnie?
Ledwie widocznie skinęłam głową.
- Wtedy byłem właśnie tam. Początkowo chcieli mnie zabić, ale ten który mnie uderzył tamtego feralnego dnia, zlitował się i mnie wypuścili z czego Mat nie był zadowolony. Jednak dali mi jasno do zrozumienia, żebym się więcej koło nich nie pałętał. Do dzisiaj trzymam się z dala od kłopotów, ale widzę że talent do przyciągania ich jest u nas rodzinny. - uśmiechnął się smutno.
Nie mogłam uwierzyć w ani jedno jego słowo. Po prostu nie mogę! To nie może być Mat!
On nie jest taki. Przynajmniej taki mi się wydawał. Co ja mówię! Przecież prawie go nie znam! Gapiłam się na podłogę nieprzerwanie kręcąc głową.
- Nie wierzę. - to jedyne co udało mi się powiedzieć, a raczej wydukać.
Jes wstał i zaczął chodzić po mieszkaniu.
- Na tę chwilę zamieszkasz u mnie, ok?
Skinęłam głową, miałam ściśnięte gardło, byłam bliska płaczu. Dlaczego ja i moja rodzina? Po co mi to? Po chwili czułam na moich plecach silne ramiona brata. Wtuliłam się w jego tors, a pojedyncze łzy spływały mi po policzkach.
- Ale to nie znaczy, że to są ci sami. - powiedziałam łkając.
- Naprawdę chcesz się oszukiwać?
Westchnęłam. Nagle dopadło mnie zmęczenie z całego dnia, powieki same mi się zamykały.
- Ana, połóż się. To za dużo jak na jeden dzień - wziął ode mnie kubek z niedopitą herbatą i pościelił mi swoje łóżko. Bez wahania na nie opadłam.
- Jutro pojedziemy po twoje rzeczy do domu.
Na wspomnienie o domu czuję ukłucie w sercu. Gdzie są moi rodzice? Czy są bezpieczni? Nie wiem co teraz zrobię. Naprawdę nie wiem. Na razie będę traktowała Mata jak wcześniej, nie mogę go oskarżać nie mając pewności, że to on. Mam potrzebę się komuś wygadać. Jutro pójdę do Taylor i wszystko jej opowiem, ona będzie wiedziała co mi powiedzieć. Z tym postanowieniem zapadłam w głęboki sen.
                                               ********************************        

Hej, jak widać wracamy po długiej nieobecności, ale niestety szkoła nie ma serca. Postaramy się aby rozdziały pojawiały się już co tydzień. Jak zawsze zapraszamy do komentowania i życzymy miłej lektury.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 6 ''Jesteś w niebezpieczeństwie''

   Ledwo otworzyłam oczy i już tego pożałowałam. promienie słoneczne wdarły się do moich oczu , nasilając pulsujący ból głowy. Gdy już przyzwyczaiłam się do jasności, rozejrzałam się dookoła i z zaskoczeniem stwierdziłam, że leże na łóżku w pokoju. Ale nie swoim! Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł... Matt.
- O, już wstałaś. Na dole masz naleśniki, możesz...
- Chwila, chwila... Odpowiedz mi na jedno pytanie. Jak się tu znalazłam?
- Dzwoniłem kilka razy, ale nie ty odbierałaś, więc postanowiłem cię odwiedzić.Wtedy zobaczyłem cię nieprzytomną pod mieszkaniem. Wziąłem parę ciuchów z twojego pokoju i przywiozłem cię do siebie.
   Gdy to mówił przypomniało mi się ,że wybiegłam z domu w (prawie) samym szlafroku, który teraz wisiał na krześle obok. Momentalnie zalał mnie rumieniec i podciągnęłam kołdrę pod samą brodę.
Widząc to chłopak się zaśmiał.
- Jak już mówiłem, naleśniki są na dole, jak chcesz to się ubierz, zejdź i zjedz. - powiedział i wyszedł. 
   Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Cudem uniknęłam śmierci z rąk... no właśnie, sama nie wiem kogo, moi rodzice zostali porwani, wciągnięto mnie w jakąś chorą grę, a na dodatek Matt zobaczył mnie prawie nago. Już gorzej być nie może. Co ja mam robić? Takie sytuację widziałam tylko w filmach i nie kończyły się zbyt szczęśliwie. Zwlokłam się z łóżka i założyłam, jak się okazało, szorty oraz biały T-shirt, a następnie zeszłam na dół. W kuchni, przy stole siedział Matt i popijał kawę. Przed nim leżały pachnące naleśniki. Podeszłam niepewnie i usiadłam naprzeciwko sięgając po jedzenie.
- A jednak przyszłaś.- widząc moje pytające spojrzenie kontynuował - Myślałem, że będziesz tam siedzieć wiecznie. Co się wtedy stało?
   Na początku chciałam powiedzieć mu o wszystkim, ale nie powinnam wciągać go w nie swoje sprawy, a poza tym znam go dopiero od kilku dni poza tym nie wiem czy mogę mu zaufać.
- Nic, po prostu chciałam iść na chwil e do sąsiadki i zemdlałam ze zmęczenia, to wszystko. - Matt nie wyglądał na przekonanego, ale nie miał wyjścia musiał mi uwierzyć.
- Tak w ogóle, skąd masz mój numer?
- Pamiętasz jak oddałem ci telefon przedwczoraj? Zanim to zrobiłem spisałem twój numer i wpisałem ci swój. -na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, a ja wyjęłam telefon i sprawdziłam kontakty. Faktycznie zapisał się jako ''Misiek''. Chwytliwa nazwa.
- Dobra Misiek. - zrobiłam w powietrzu cudzysłów - Zbieram się muszę lecieć. A i uprzedzając twoje kolejne pytanie nie, nie musisz mnie podwozić do domu, sama trafię.
- Ok, jak chcesz.
Poszłam na górę po swoje rzeczy zastanawiając się jednocześnie gdzie mogę pójść. Do domu trochę boję się wracać, jestem w końcu sama. Ale jest jedna osoba, która się mną ''zaopiekuje''. zeszłam szybkim krokiem i zaraz byłam przy drzwiach wejściowych.
- Cześć, dzięki za wszystko!
- Zawsze do usług! ukłonił się teatralnie, na co ja zaśmiałam się pod nosem.

  Ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, gdy mój telefon zawibrował. Momentalnie zastygłam w bezruchu. Dłonie miałam tak spocone, że myślałam, że zaraz upuszczę telefon, który wyjmowałam z kieszeni. Kolejna wiadomość od nieznajomego:

''Pamiętaj tylko, że to my ustalamy zasady, a jedną z nich jest 'Nie powiadamiaj policji'. Kolejne będą pojawiać się później w razie potrzeby. Jeśli złamiesz jakąkolwiek z nich, możesz pożegnać się z rodzicami.''
   Wpatrywałam się w wyświetlacz przez co najmniej kilka minut. W końcu dotarło do mnie, że będę musiała działać na własną rękę. Przyśpieszyłam, docierając akurat kiedy autobus stanął. Szybko wsiadłam do środka, usadawiając z tyłu po czym pogrążyłam się we własnych myślach.
                                                                               ***
   Po dwudziestu minutach drogi wysiadłam i udałam się w kierunku akademika. Cały czas myśląc o zaistniałej sytuacji. O jaką grę im chodzi? Jak mam wykonać ''swój ruch'' ? Dlaczego ja? Nic z tego nie rozumiem. Najlepiej w ogóle ignorowałabym te smsy, gdyby nie rodzice. Zanim się obejrzałam byłam na przeciwko drzwi do mieszkania Jesa. Nie przejmując się pukaniem weszłam do środka. 
- Nikt cię nie nauczył pukać księżniczko? - Na łóżku siedział dwudziesto letni ciemny brunet wgapiający się w telefon. Jest całkiem przystojny jak na palanta. 

- Teraz na poważnie. Jest sprawa i to nie mała. Potrzebuję pomocy. 
- Uuuu... Lissana Dayl potrzebuje pomocy, nie słychane!
- Możesz być choć raz poważny?! - teraz to mnie na serio wkurzył.
Spojrzał na mnie pierwszy raz odkąd weszłam do pokoju.
- O co chodzi?
- Nie wiem od czego zacząć..
- Najlepiej od początku.- zgromiłam go wzrokiem.
-Dzisiaj jak wracałam ze szkoły dostałam smsa - pokazałam mu wiadomość i gdy czytał mówiłam dalej. - myślałam, że to żarty dlatego się tym nie przejęłam. Gdy wróciłam do domu wzięłam prysznic, wtedy ktoś wszedł do domu. Byłam pewna, że to mała, bo ona często czegoś zapomina. Weszłam do kuchni, a na stole stały trzy kości do gry, obok liścik, że zignorowałam ich ostrzeżenie i mają naszych rodziców. Nagle z kości zaczął lecieć dym od razu uciekłam z mieszkania i straciłam przytomność.
  Ominęłam na razie część z Mattem. Przez cały czas Jes słuchał mnie uważnie ciągle patrząc się w moją komórkę.
- Gdy szłam do ciebie dostałam jeszcze tego smsa - chciałam pokazać mu drugą wiadomość, ale był szybszy. - Proszę, pomóż mi nie wiem co robić.
- Powiedziałaś proszę więc coś jest na rzeczy. Pewnie, że ci pomogę. tylko jeszcze nie wiem w jaki sposób. Powiem ci jedno - Spojrzał na mnie zatroskanym,a jednocześnie poważnym wzrokiem. - jesteś w niebezpieczeństwie, nawet nie wiesz jak dużym.
-C-co? - gapiłam się na niego z niedowierzaniem. - A skąd ty niby wiesz w jak dużum niebezpieczeństwie się znajduję.
- Teraz nie czas na takie wyjaśnienia. Trzeba znaleźć sposób, aby wybrnąć z tej sytuacji.
Jes myślał, ale ja nie byłam w stanie. Coraz bardziej mnie to przeraża. Na szczęście nie jestem sama. Jes jest moim bratem, nie za bardzo za sobą przepadaliśmy i do dziś tak pozostało. Kiedy zaczął studiować mechanikę wyprowadził się, a dom stał się pusty. Z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Teraz co jakiś czas go odwiedzałam, ale nie za często. Ale w tej chwili nie czas na rozpamiętywanie tego co było.
- Zaraz, zaraz co się stało z tobą po tym jak zemdlałaś?
- Aaa... - Co mi tam!- Kolega był akurat w pobliżu i zabrał mnie do siebie.
Chłopak tylko uniósł brew .
- Kolega?
- Tak, kolega.
- A jak ten kolega ma na imię?
Ta i co jeszcze?
- Nie powinno cię to obchodzić. Czy ja się ciebie pytam z kim się spotykasz?!
- Dobra, uspokój się księżniczko. Tylko pytam.
- Matt. Ma na imię Matt. Zadowolony?
Jes momentalnie zesztywniał, jakby już znał to imię.
- Jes? Hej jesteś tam? Ziemia wzywa! JES!
- Co? A tak już jestem. Mówiłaś coś? 
- Nie gapiłam się na ciebie jak dupa w kibel. Skąd go znasz?
- Kogo?
- Świętego Mikołaja! Oprzytomnij trochę chłopie! Skąd znasz Matta?!
- A nie, nie, tylko go z kimś pomyliłem - oboje wiedzieliśmy, że kłamał - Nie przejmuj się. Właśnie, jesteś głodna? - gdy tylko wypowiedział te słowa mój brzuch wydał z siebie stłumiony dźwięk. - Tak myślałem. Choć przejdziemy się, tu nie daleko jest pizzeria.
   Wstał i ruszył do drzwi, a ja zaraz za nim. Rzeczywiście jestem głodna, rano wypiłam tylko jogurt, jabłko zostawiłam w torbie i u Matta zjadłam jednego naleśnika. Schodziliśmy po schodach, a ja co jakiś czas spoglądałam na mojego brata. Widać było, że coś go dręczy, tylko jeszcze nie wiem co. Na pewno coś ukrywa. Później to z niego wyciągnę.

                                                                             ***
Cześć! Oto obiecany rozdział. Choć tak między nami, miał pojawić się już w piątek, ale tak to jest jak robi się wszystko na ostatnią chwilę. Następny rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu (jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie). Jak zwykle zachęcamy do komentowania i życzymy miłej lektury.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 5 "Teraz twój ruch"

Wanna hear your beating heart tonight
Before the bleeding sun comes alive
I want to the jest of what is left hold tight
And hear my beating heart one last time...
                  ("Beating heart"- Ellie Goulding)


Nawet jak ustawisz swoją ulubioną piosenkę jako budzik, to i tak jest wkurzający. Z grymasem na twarzy wyjęłam telefon spod poduszki i wyłączyłam piosenkę. Jak ja nienawidzę wstawać do szkoły! Kto wymyślił, żeby lekcje zaczynać od 8:00?
Po kilku chwilach użalania się nad swoim życiem postanowiłam pójść do łazienki. Już miałam się ruszyć, gdy do mojego pokoju wpadła moja roztrzepana matka.
- Dziecko, dlaczego ty jeszcze śpisz?! Już po siódmej, a ty jeszcze w łóżku?! Jak się nie ruszysz spóźnisz się do szkoły!
Po tych słowach po prostu wyszła.
Było to poniekąd dziwne, ale u mnie to norma. Zwlekłam się wreszcie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jeansy, czystą bieliznę i jakąś bluzkę.
Poszłam pod prysznic po czym się ubrałam i zrobiłam lekki makijaż. Ze spakowaną już torbą poszłam do kuchni. Po drodze widziałam jak mama pakuje przybory do rzeźbienia. Pewnie idzie dzisiaj do pracowni.
Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami: 7:48. Muszę już wychodzić. Wzięłam z lodówki jogurt pitny, a ze stołu jabłko. Założyłam moje botki oraz płaszcz i wyszłam z domu. Szkołę mam niedaleko, więc szybko dotarłam na miejsce. Przy wejściu stała Taylor. Pomachałam do niej z uśmiechem. Dzisiaj była ubrana w czarne spodnie, białą bluzkę i rozpiętą, długą koszulę w czarno-białą kratę do kolan. Ledwo do niej podeszłam i już usłyszałyśmy dzwonek. Szybko zostawiłam płaszcz w szatni i poszłyśmy na lekcję. Pierwszą lekcję mieliśmy z "Blachą". Nazywamy tak nauczycielkę od matematyki, bo wszystkiego każe nam się uczyć "na blachę". Była strasznie upierdliwa. Nie odpuszczała nikomu, także dzisiaj.
Na przerwie szłam z Taylor przez korytarz, kiedy moją twarz zakryła para dłoni.
- Zgadnij kto to!
Nie musiałam w ogóle się zastanawiać.
- Mike!
Odwróciłam się i rzuciłam się na szyję czarnowłosemu chłopakowi. Był wysoki i szczupły, lecz umięśniony. Uchodził w szkole za przystojniaka.
- No cześć, jak tam?
- Jest dobrze jak nigdy wcześniej.
Patrzył na mnie, a ja widziałam w jego oczach jak zaświtała mu pewna myśl.
- A masz jeszcze łaskotki?
Minęła chwila zanim zrozumiałam jego zamiary.
- Nie wasz się...
Nie dokończyłam, bo po chwili zwijałam się ze śmiechu.
- Mike! Nie! Przestań!
Tylko takie słowa mogłam z siebie wykrztusić. W końcu się nade mną zlitował i mnie puścił. Odwróciłam się i zobaczyłam za nim kędzierzawego chłopaka.
- Nick!
Jego włosy także były czarne. Tylko on wydawał się bardziej uroczy niż przystojny. Jego także przytuliłam.
- Ale się stęskniłaś. Uważaj, bo uwierzę, że to szczere.
Ze śmiechem pacnęłam go ręką w głowę.
- Auć! To było potrzebne?
Pogroziłam mu palcem.
- Tak, jeśli wygadujesz takie głupoty.
Spojrzał na mnie ze "skruchą".
- No dobra, przyznaję się, zasłużyłem.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
Taylor, która dotychczas stała z boku odezwała się:
- Ok, ferajna! Co wy na to, żebyśmy poszli na boisko?
Wszyscy ustaliliśmy, że to dobry pomysł, więc tam się udaliśmy.
Boisko szkolne było sporych rozmiarów, ale nie była to jakaś arena. Usiedliśmy na trybunach i całą przerwę spędziliśmy właśnie tam.
Reszta dnia strasznie mi się dłużyła. Na każdej lekcji rysowałam na marginesie zeszytu lub przeglądałam Internet.
Ale gdy wyszłam z tego więzienia dla obłąkanych wróciła do mnie chęć do życia.
Ruszyłam uliczką do domu, gdy mój telefon zasygnalizował przyjście wiadomości od nieznajomego numeru. Wygrzebałam z torebki telefon ( co zajęło mi trochę czasu) i przeczytałam sms:
"Zostałaś wybrana do naszej gry o śmierć i życie. Masz szansę, lecz niewielką na wygraną. Wszystko zależy od ciebie. My już zaczęliśmy. Teraz twój ruch."
Na początku trochę się przestraszyłam, ale po chwili uśmiechnęłam się na głupotę moich przyjaciół. Wiele razy robili mi takie żarty. Raz gdy miałam dziesięć lat dostałam od nich taką wiadomość i  pobiegłam przestraszona do mamy, a ona zadzwoniła na policję. Była afera, wszyscy dostaliśmy reprymendę od policjanta i karę od rodziców. Potem  sąsiedzi mówili jakie to jesteśmy złe dzieciaki. Mój uśmiech się poszerzył na to wspomnienie. Z bananem na twarzy schowałam telefon z powrotem. Ruszyłam przed siebie nie zauważając faceta idącego przede mną. Na moje nieszczęście pił kawę i zderzając się ze mną cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie. Zaklął i spojrzał na mnie ze złością.
- Jak chodzisz?!
- Przepraszam.
Przeszedł koło mnie coś odwarkując. Co za wredny typ. Kawa przesiąkła przez moje ubranie i cała zaczęłam się lepić. Świetnie! Znowu będę musiała brać prysznic , a bluzka jest do wyrzucenia. Zła wróciłam do domu, walnęłam torebkę byle gdzie, rozebrałam się i od razu weszłam pod prysznic. W mieszkaniu nikogo nie było, więc mogłam tam siedzieć ile chciałam. W pewnym momencie usłyszałam cichy trzask zamykanych drzwi. Zdziwiło mnie to, bo nikogo nie było w domu. Pewnie to mama, jak zwykle czegoś zapomniała. Zakręciłam kurki, wytarłam się, założyłam bieliznę oraz szlafrok i poszłam do kuchni coś zjeść. Gdy weszłam do pomieszczenia pierwsze co zobaczyłam to trzy kości do gry planszowej na stole i kartkę obok. Trochę się przestraszyłam, bo dotarło do mnie, że ktoś bez mojej wiedzy tu był. Jeśli się okaże, że to sprawka Taylor, Mika i Nicka to solidnie dostaną. To robi się coraz mniej śmieszne. Podeszłam i wzięłam, jak mi się wydawało, liścik do ręki. Gdy przeczytałam wiadomość zamarłam:
" Zignorowałaś nasze zaproszenie do gry. Wiedz, że mamy twoich rodziców, więc sama się domyślasz, że stawka jest wysoka. A ty oddałaś nam swój ruch.
Masz dziesięć sekund od... TERAZ!"
Jak na zawołanie z oczek kości zaczął wyłaniać się dym. Od razu zaczęłam się dusić, a w płucach poczułam ostre kłucie. Zakryłam dłonią usta i pobiegłam do drzwi. Kiedy udało mi się wyjść upadłam na kolana próbując zaczerpnąć powietrza. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Coraz trudniej było mi oddychać. Po głowie cały czas chodziły mi te same myśli:
"To nie jest sprawka moich przyjaciół. Co to wszystko ma znaczyć?"
Po czym zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. 


Jeszcze raz przepraszamy za opóźnienie, ale w końcu mamy ten piąty rozdział. Następny w najbliższy poniedziałek:)
Prosimy o komentowanie!

niedziela, 31 lipca 2016

Przeprosiny i wyjaśnienia

Cześć!
Na początku chciałyśmy przeprosić za chwilową nieobecność. Jak już pewnie zauważyliście jesteśmy już dwa rozdziały w tyle. Mamy drobne problemy "techniczne" i trochę się opóźnimy z dodaniem następnego. Pojawi się on 8.08. Jeśli tym razem nic nas nie zaskoczy to jest to pewne na 100%. Mamy nadzieję, że nie macie nam tego za złe. Nie planowałyśmy żadnej takiej przerwy, ale niestety tak wyszło:(
Jeszcze raz przepraszamy i prosimy o wyrozymiałość.
Do następnego!