poniedziałek, 14 listopada 2016

Rozdział 9 "Na ziemię"

Oczami Lissany:
                Stanełam przed drzwiami do mojego mieszkania. Bałam się je otworzyć. Przypomniałam sobie, że pokłuciłam się z mamą przed tym jak została porwana. Teraz tego żałuje. Położyłam rękę na klamce. Jednym, szybkim ruchem otworzyłam drzwi, zanim mogłabym się rozmyślić. W środku panowała głucha cisza. Szłam do mojego pokoju przechodząc przez salon. To na tej sofie siedziałamoja mama z myślą, że pójdzie do pracowni i wróci do domu, by ugotować obiad. Tak się jednak nie stało. Samotna łza spłyneła mi po policzku. Dotarłam do mojego pokoju. Z szafy wyjełam dużą torbę i zaczełam wkładać do niej moje ciuchy. Już prawie skończyłam gdy natknełam się na szary sfeter z białym sercem na piersi. Ten sfetr mama dała mi w prezencie na siedemnaste urodziny. Nie wytrzymałam, po prostu nie mogłam. Nie dałam rady, ten sweter... To przelało tą całą czare goryczy, którą skrywałam w sercu. Rozpłakałam się jak dziecko i choć chciałam nie mogłam przestać. Wszystkie uczucia które kryłam za maską uśmiechu wpłynęły na światło dzienne.
-Ane?Lisana gdzie jesteś?
Nie odzywałam się, nie chciałam go widzieć. Chciałam zostać sama.
Nagle do pokoju wparował Jes. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Mam dosyć. Rozumiesz? Mam już po dziurki w nosie, tej całej cholernej sytuacji. Chcę żeby wrócili. -mówiłam szlochając mu w kurtkę.
-Wiem nie martw się, coś wymyślimy  Razem. Obiecuję.-kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam łzy na jego policzku i uśmiechnęłam się lekko.
-Spakowana?-spytał podnosząc się z podłogi.
-Już prawie jeszcze tylko książki. W końcu jutro idę do szkoły. - Mówiąc to zarzuciłam na ramię plecak pełen książek a Jes wziął torbę z rzeczami. Kiedy wychodziliśmy z klatki położył mi rękę na ramieniu i puścił do mnie oko. Wtedy już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Mimo różnic jakie nas dzieliłay ufałam mu.
-To gdzie zaparkowałeś samochód? -zagadnełam
-Na parkingu za blokiem. O tej porze powinno być tam pusto. -
Miał rację było. O tej prze ten parking zawsze był pusty. Właśnie dlatego mój braciszek tak go uwielbiał. Nieograniczona możliwość manewrów.
Dochodziliśmy do auta gdy nagle.
-Ane słyszysz to? -Jes zatrzymał się,więc zrobiłam to samo i usłyszałam ciche tykanie. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Jes ruszył w moją stronę.
-Na ziemię -krzyknął, ale było już za późno.
Samochód wyleciał w powietrze a ja czułam jak siła odrzutu ciska mną o ziemię. Najpierw był ból, a potem nic już nie czułam. Ostatnie co pamiętam to Jes krzyczał do mnie, ale go nie słyszałam. Potem tylko ciemność. Pustka. Nicość.
                                               ***********************************

Krótko, ale z wybuchem. Wiemy, że ostatnio rozdziały są dodawane w kratę, ale mamy dużo na głowie i nie ma po prostu kiedy wstawiać. Miłej lektury i jak zawsze zachęcamy do komentowania.

poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 8 "Muszę to sama załatwić"

Oczami Lissany :

   Kiedy obudziłam się rano słońce było już wysoko a z kuchni dochodził zapach  jajecznicy. Nie musiałam długo czekać aby domyślić się że to Jes robi nam śniadanie. Nie widziałam sensu dłużej leżeć w łóżku skoro mój brat od rana tak produkuje się w kuchni.
-Cześć Ana. Wow! Wyglądasz jakbyś z konia spadła. -zaśmiał się cicho pod nosem.
-To tylko mój poranny urok. Poza tym też   byś tak wyglądał gdybyś spał w niewygodnych ciuchach i miał przez calutką noc masę bardzo milutkich koszmarów -mówiąc to przewróciłam oczami.
-Dobra, już dobra,tylko mnie nie pogryź. Opowiedz lepiej co ci się śniło -powiedział uśmiechając się głupkowato i unosząc dłonie w geście rozejmu. Dobrze wie, że go nie znoszę.
- Wszystko zaczęło się na początku niepozornie, choć od razu wiedziałam że jest coś nie tak, bo byliśmy na polanie w lesie. Nagle z za drzewa wyłonił się chłopak.....
-Kto to? Znasz go?
-I tu pojawia się problem bo to..... To był Mat jestem tego pewna,ale i tak nie uważam żeby był zły.  To tylko głupi sen nic nie znaczy. -powiedziałam pod denerwowana.
-Jak chcesz, ale ja na twoim miejscu uważał bym na niego.
Super kolejne kazanie. Nawet jak niema rodziców zawsze znajdzie się osoba, która bez względu na wszystko będzie cię pouczać. Mam już tego serdecznie dosyć muszę komuś się wyżalić. Muszę spotkać się z Taylor. Wyjmując telefon z torby na jego wyświetlaczu zobaczyłam swoje odbicie. Powiem tyle moja twarz była takiego samego koloru co moje włosy. Właśnie miałam wybrać imię Taylor z kontaktów kiedy mój telefon zawibrował. Ona chyba czyta mi w myślach. Nie czekając ani chwili odebrałam telefon i poszłam usiąść  na parapecie okna, które wychodziło na przepiękny dziedziniec akademika.
-Cześć Taylor. Nie uwierzysz ale właśnie miałam do Ciebie dzwonić.
-Masz rację nie uwierzę, a tak w ogóle co się z tobą dzieje dziewczyno. Jednego dnia widzę cię w szkole rozanieloną jak skowronek,  a następnego słuch po tobie zanika. Dzwoniłam, tylko że nie odbierałaś,  potem byłam u ciebie w domu, ale było pusto kompletna cisza. Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Już myślałam, że cię dopadł jakiś zombi z maczetą który wyżarł ci mózg,  a twoje ciało zakopał gdzieś koło torów....
-Hola, hola ściągnij wodze, aż tak źle nie jest, ale i tak muszę z tobą pogadać. Spotkajmy się  za 10 minut w naszej kafejce.
-No dobra i tak nie nauczyłam się na sprawdzian z matmy. Zaraz tam będę.
-To do zobaczenia.
Po krótkiej rozmowie zeszłym z okna i dołączyłam do Jesa kończącego swoją porcję jajecznicy.
-No, no, no, widzę że w końcu nauczyłeś się nie przypalać każdego dania, które przygotujesz, mój młody podawanie -nie mogłam się powstrzymać od tej kąśliwej uwagi
-Nie ciesz się tak tobie zostawiam kolacje, bo spodziewam się, że wychodzisz.
-Tak umówiłam się z Taylor. Potem pójdę do domu po jakieś ciuchy.
-Może lepiej poczekarz, aż skończę zajęcia wtedy pójdę z tobą.
-Aha, jasne uważaj bo jeszcze do domu nie trafię. -powiedziałam z przekąsem
-Wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, ale potrafię o siebie zadbać, nie martw się o mnie. Poza tym będzie ze mną Taylor. -odpowiedziałam czesząc się w łazience
-To wcale mnie nie uspokoiło. -uśmiechnął się krzywo
-No to masz problem. -rzuciłam, całując go w policzek i podeszłam do drzwi
-Uważaj bo jeszcze pomyślę że jesteś dla mnie miła.
-Chciałbyś -odparłam i trzasnęłam drzwiami wychodząc.
                      
                                                                   ****************
   Cała droga zajęła mi kilka minut, ale wciąż miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Ilekroć odwracałam głowę nikogo tam nie było. Chyba zaczynam popadać w paranoję.
Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał SMS-a. To pewnie Taylor. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam znajomy  szyld   z napisem Daisy Cafe i kwiatkiem stokrotki. Podawali najlepszą kawę w mieście nie tylko według mojej opinii. Kiedy tylko weszłam, od razu zobaczyłam, przyjaciółkę siedzącą przy stoliku w rogu.Nie zauważyła mnie, bo siedziała do mnie tyłem i pochłonięta była czytaniem jakiegoś kolorowego pisemka o gwiazdach. Podeszłam do niej i przytuliłam od tyłu.
-Aaa puść mnie jesteś jak lodówka na nogach.
-Dzięki za komplement, ale uważam że jestem trochę za chuda na lodówkę.
Taylor wybuchła śmiechem. Uwielbiałam nasz sposób przyjaźni, trochę śmiechu, trochę dogryzek, parę teatralnych fochów, ale bez względu na wszystko zawsze razem.
-To ty, może się rozbierz, a ja pójdę po kawę. -zaproponowała kiedy już przestała się śmiać. Nie pytała jaką chce kawę. Znałyśmy się już tak długo, że wiedziałyśmy o sobie wszystko.Czasem to ułatwiało sprawę a czasem wręcz przeciwnie. Nawet nie minęła chwila, a Taylor już wróciła z gorącą kawą.
-Taka jak lubię, to teraz opowiadaj co się takiego stało.
-Jak by ci to powiedzieć...
-Najlepiej normalnie pamiętaj wstęp, rozwinięcie zakończenie tego się trzymajmy. -powiedziała z uśmiechem
-Pamiętasz jak wtedy od ciebie poszłam do domu? -odpowiedziała skinieniem głowy -Weszłam do domu, ale nikogo nie było. Nie przejęła się tym zbytnio i poszłam pod prysznic. Właśnie wtedy usłyszałam otwieranie drzwi. Myślałam, że to mama więc zawołałam ją, ale odpowiedziały mi  tylko trzaskające drzwi. Założyłam więc szlafrok i zeszłam  na dół, a tam na stole leżały kostki do gry planszowej, a na telefon przyszła mi wiadomość. -Mówiąc to podałam jej telefon -Zaraz po tym z kostek zaczął wydobywać się gaz, a w płucach czułam jakby mi ktoś wrzucił potłuczone szkło. Natychmiast wybiegł z domu, ale zemdlałam. Następne co pamiętam to przebudzenie w domu Mata.....
-Czekaj, Mata? -przerwała mi w pół zdania Taylor. Czy zawsze musi zadawać pytania jeśli chodzi o chłopaków? -Tego przystojniaka którego spotkałaś ostatnio na przystanku?-w odpowiedzi uśmiechnęłam się. -Hej nie wydaje ci się dziwne, że gościu zna cię kilka dni i znajduje cię pół nagą na trawniku przed twoim blokiem?
-Może i tak ale wolałam obudzić się u niego niż przed moim blokiem. Tak czy inaczej obudziłam się, pogadaliśmy chwilę, no a potem poszłam do Jesa.
-No proszę brat marnotrawny powrócił.
-Tak, teraz chwilowo mieszkam z nim w akademiku.
-Pamiętaj, że zawsze możesz pomieszkać ze mną. Moja podłoga jest bardzo wygodna. -uśmiechnęła się
-Dzięki ale na razie nie skorzystam nie chce cię w to wciągać.
-Poniekąd już to zrobiłaś opowiadając mi o wszystkim. Choć na początku myślałam że to jakiś twój wykręt od szkoły, ale te smsy wyglądają poważnie, może idź z tym na policję? 
-Coś ty przecież jasno napisali żadnej policji. Muszę to sama załatwić.
-Ale jak? -spytała zatroskana
-Jeszcze nie wiem, ale na pewno  coś wymyślę -puściłam do niej oko. Kiedy usłyszałam telefon Taylor, który zaraz odebrała.
-Halo? Cześć, jestem z Lissanom w kafejce.Teraz ? Sorry nie oleje przyjaciółki. No to na razie.
-Kto to? Kolega?
-Może, ale nie zostawię cię samej z tom dziwną sytuacją.
Po tych słowach zapadła dziwna cisza, więc postanowiłam ją przerwać .
-Słuchaj ja i tak muszę już iść, a ty zadzwoń do niego i umów się z nim a my spotkamy się jutro w szkole. -zagadnęłam i zaczęłam się ubierać
Oczy mojej przyjaciółki zabłyszczały, a ona rzuciła się na moją szyję.
-Dzięki, obiecuję że wszystko Ci opowiem.
-Mam nadzieję . To do zobaczenia.
-Pa.
              
                                                                     ************

   Kiedy wychodziłam z kafejki chyba nie bardzo wiedziałam co robię. Miałam poprosić Taylor żeby poszła ze mną do domu po parę rzeczy, obiecałam Jessowi. No trudno poradzę sobie sama. Kiedy miałam skręcić w uliczkę prowadzącą na moje osiedle minął mnie facet na oko 20 lat. Przystanęłam na chwilę. Nagle do mnie dotarło to ten sam facet co wtedy kłócił się z Matem. Ciekawe co on tutaj robi? Już chciałam za nim iść, ale powstrzymał mnie dźwięk komórki to Jes.
-Halo?
-No cześć siostra gdzie jesteś?
-Pod domem wezmę kilka rzeczy i wracam.
-A gdzie Taylor?
-Coś jej wypadło i nie mogła ze mną iść. -No, co przecież nie wkopie przyjaciółki przed bratem i tak ma już o niej wystarczająco złe zdanie. Kapryśna, rozpuszczona i takie tam, ale hej ja nie krytykuje jego kumpli.
-To czekaj zaraz tam będę.
-No dobra widzę że nic cię nie przekonam to przynajmniej już się spakuje. Pa.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mężczyzny, ale jego już nie było.

-Cholera! Jes ma naprawdę dobre wyczucie czasu.

poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 7 "Co ja mam robić?"

Oczami Matta:

Po tym jak wyszła Lissana zadzwoniłem do chłopaków.
- Halo?
- Cześć Potter, jak tam idzie z tą dziewczyną?
- Na razie spoko, trzęsie się ze strachu! A tak z innej beczki... NIE NAZYWAJ MNIE TAK!
- Dobra, dobra, wyluzuj trochę. A co z jej rodzicami?
- Są u nas, obecnie nie wiedzą co się dzieje.
- To dobrze i niech tak zostanie. Słuchaj, dojadę do was w dopiero za tydzień. Doszło mi trochę spraw, ok?
- Dobra jeśli będzie jakaś sprawa dla ciebie to zadzwonimy.
-Ok, dzięki, pa!
- Hej!

   Rozłączyłem się, a telefon położyłem na blacie w kuchni. Harry jak zwykle się wkurza z powodu tego przezwiska. Ale to do niego pasuje.
Nie lubię okłamywać przyjaciół, ale musiałem, bo chciałem bliżej poznać Lissanę.
Ta dziewczyna coraz bardziej mnie intryguje. Każda dziewczyna, jaką spotkałem do tej pory zaczynała się do mnie od razu kleić. Większość z nich było pustymi panienkami. Z nią jest inaczej. Jest inteligentna, a jednocześnie piękna i urocza... Ej, ej, ej! Mat przystopuj trochę, ogarnij się! O czym ty myślisz? Chyba się przejdę i przewietrzę umysł. Wyszedłem z domu i udałem się w stronę centrum miasta z zamiarem pójścia do parku. Po drodze rozmyślałem o misji  z tą dziewczyną, mamy zamiar zmusić ją do wykonywania naszych poleceń, a potem wciągnąć w nasz świat. Przyda nam się jakaś dziewczyna w zespole. Jeszcze nie wiem jak ma na imię i kim jest, ale dowiem się za tydzień. mam nadzieję, że nie jest jakąś ofiarą losu, bo nie mam zamiaru jej niańczyć. Akurat wypadło na mnie, że będę ją trenował.

   Gdy już dochodziłem do parku zauważyłem jaz z pizzeri wychodzi dziewczyna z burzą rudych włosów, w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Oczywiście, że to Lissana, ale tego drugiego, chyba nie znam. Zaraz, zaraz... Przecież to facet, który kiedyś nieszczęśliwym trafem zaplątał się w naszą akcję, mieliśmy trochę problemów, ale szybko go uciszyłem. dziewczyna zauważyła mnie i pomachała energicznie mówiąc coś Jesowi - nie wiem czy dobrze zapamiętałem imię - na ucho. On gdy na mnie spojrzał momentalnie zesztywniał ze strachem w oczach. Szybko powiedział coś Lissanie na ucho i ruszył szybko w przeciwnym kierunku. Dziewczyna jeszcze się do mnie odwróciła i posłała pytające spojrzenie po czym ruszyła biegiem za chłopakiem. No świetnie, trzeba było zostać w domu. Z westchnięciem wcisnąłem ręce w kieszenie i skierowałem się w stronę parku.

Oczami Lissany:

- Co się z tobą dzieję? Dlaczego uciekłeś? Chciałam, żebyście się poznali. Słuchasz mnie w ogóle?!
- Tak, słucham. Co mówiłaś? - serio? I tak mnie ten człowiek słucha. Normalnie zwariować można!
- Chciałam żebyś go poznał!
Zatrzymał się gwałtownie.
- Tyle że my się już znamy!
Stałam przed nim oniemiała, nie dlatego, że go znał, to już dawno podejrzewałam. Dziwiłam się tylko, dlaczego się tak szybko zdenerwował. Coś musi być nie tak.
-Jes, co się dzieje?
- Nic, po prostu znaliśmy się wcześniej. - odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Od razu go dogoniłam.
- Przecież widzę, że coś się dzieje. Widziałam jak na niego patrzyłeś, widziałem jak zareagowałeś, kiedy wypowiedziałam jego imię. Proszę powiedz mi co jest grane. Martwię się o ciebie.
On tylko zwolnił kroku.
- Martwić to się powinnaś o siebie.
- Właśnie chcę się dowiedzieć czemu! Bo ty jak widać nie chcesz mi powiedzieć, do jasnej cholery!
- Przestań się na mnie wydzierać! Ludzie się patrzą. - zatrzymałam się, a on za mną - Jak tak bardzo chcesz to mogę ci wszystko powiedzieć, tylko nie tutaj. Skinęłam głową i ruszyłam za nim do akademika.
                                                               ***************************
   Gdy już byliśmy w środku Jes zrobił mi herbatę i usiadł obok. Patrzyłam na niego wyczekującym wzrokiem, na co on tylko westchnął.
- Wszystko chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Kiedy wracałem późnym wieczorem do domu usłyszałem niedaleko jakieś krzyki i huk. Gdy poszedłem w tamtą stronę okazało się, że dochodziły ze starego magazynu. Z ciekawości chciałem zobaczyć co tam się wyrabia. Jaki ja byłem głupi! Gdybym spokojnie przeszedł obok nic by się nie stało. Ale nie! Musiałem tam pójść. W każdym bądź razie przyczaiłem się przy wybitym oknie i zobaczyłem twojego chłopaka celującego...
- To nie jest mój chłopak!
- Mniejsza. ... Celował on do kolesia, który już miał rzucić broń na ziemię, kiedy mnie zobaczył. Wycelował we mnie i strzelił, a ja w ostatniej chwili schowałem się za ścianą. To odwróciło uwagę Mata i ten zwiał. Nieźle się wkurzył. Miałem uciec do domu, ale gdy się odwróciłem stał przede mną jeden z ich ludzi. Walnął mnie w głowę i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem siedziałem związany na krześle w małym pokoju. Czekałem tam z dwadzieścia minut. W końcu do pokoju wszedł Mat i mnie pobił. Pamiętasz jak nie odzywałem się do was dwa tygodnie?
Ledwie widocznie skinęłam głową.
- Wtedy byłem właśnie tam. Początkowo chcieli mnie zabić, ale ten który mnie uderzył tamtego feralnego dnia, zlitował się i mnie wypuścili z czego Mat nie był zadowolony. Jednak dali mi jasno do zrozumienia, żebym się więcej koło nich nie pałętał. Do dzisiaj trzymam się z dala od kłopotów, ale widzę że talent do przyciągania ich jest u nas rodzinny. - uśmiechnął się smutno.
Nie mogłam uwierzyć w ani jedno jego słowo. Po prostu nie mogę! To nie może być Mat!
On nie jest taki. Przynajmniej taki mi się wydawał. Co ja mówię! Przecież prawie go nie znam! Gapiłam się na podłogę nieprzerwanie kręcąc głową.
- Nie wierzę. - to jedyne co udało mi się powiedzieć, a raczej wydukać.
Jes wstał i zaczął chodzić po mieszkaniu.
- Na tę chwilę zamieszkasz u mnie, ok?
Skinęłam głową, miałam ściśnięte gardło, byłam bliska płaczu. Dlaczego ja i moja rodzina? Po co mi to? Po chwili czułam na moich plecach silne ramiona brata. Wtuliłam się w jego tors, a pojedyncze łzy spływały mi po policzkach.
- Ale to nie znaczy, że to są ci sami. - powiedziałam łkając.
- Naprawdę chcesz się oszukiwać?
Westchnęłam. Nagle dopadło mnie zmęczenie z całego dnia, powieki same mi się zamykały.
- Ana, połóż się. To za dużo jak na jeden dzień - wziął ode mnie kubek z niedopitą herbatą i pościelił mi swoje łóżko. Bez wahania na nie opadłam.
- Jutro pojedziemy po twoje rzeczy do domu.
Na wspomnienie o domu czuję ukłucie w sercu. Gdzie są moi rodzice? Czy są bezpieczni? Nie wiem co teraz zrobię. Naprawdę nie wiem. Na razie będę traktowała Mata jak wcześniej, nie mogę go oskarżać nie mając pewności, że to on. Mam potrzebę się komuś wygadać. Jutro pójdę do Taylor i wszystko jej opowiem, ona będzie wiedziała co mi powiedzieć. Z tym postanowieniem zapadłam w głęboki sen.
                                               ********************************        

Hej, jak widać wracamy po długiej nieobecności, ale niestety szkoła nie ma serca. Postaramy się aby rozdziały pojawiały się już co tydzień. Jak zawsze zapraszamy do komentowania i życzymy miłej lektury.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 6 ''Jesteś w niebezpieczeństwie''

   Ledwo otworzyłam oczy i już tego pożałowałam. promienie słoneczne wdarły się do moich oczu , nasilając pulsujący ból głowy. Gdy już przyzwyczaiłam się do jasności, rozejrzałam się dookoła i z zaskoczeniem stwierdziłam, że leże na łóżku w pokoju. Ale nie swoim! Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł... Matt.
- O, już wstałaś. Na dole masz naleśniki, możesz...
- Chwila, chwila... Odpowiedz mi na jedno pytanie. Jak się tu znalazłam?
- Dzwoniłem kilka razy, ale nie ty odbierałaś, więc postanowiłem cię odwiedzić.Wtedy zobaczyłem cię nieprzytomną pod mieszkaniem. Wziąłem parę ciuchów z twojego pokoju i przywiozłem cię do siebie.
   Gdy to mówił przypomniało mi się ,że wybiegłam z domu w (prawie) samym szlafroku, który teraz wisiał na krześle obok. Momentalnie zalał mnie rumieniec i podciągnęłam kołdrę pod samą brodę.
Widząc to chłopak się zaśmiał.
- Jak już mówiłem, naleśniki są na dole, jak chcesz to się ubierz, zejdź i zjedz. - powiedział i wyszedł. 
   Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Cudem uniknęłam śmierci z rąk... no właśnie, sama nie wiem kogo, moi rodzice zostali porwani, wciągnięto mnie w jakąś chorą grę, a na dodatek Matt zobaczył mnie prawie nago. Już gorzej być nie może. Co ja mam robić? Takie sytuację widziałam tylko w filmach i nie kończyły się zbyt szczęśliwie. Zwlokłam się z łóżka i założyłam, jak się okazało, szorty oraz biały T-shirt, a następnie zeszłam na dół. W kuchni, przy stole siedział Matt i popijał kawę. Przed nim leżały pachnące naleśniki. Podeszłam niepewnie i usiadłam naprzeciwko sięgając po jedzenie.
- A jednak przyszłaś.- widząc moje pytające spojrzenie kontynuował - Myślałem, że będziesz tam siedzieć wiecznie. Co się wtedy stało?
   Na początku chciałam powiedzieć mu o wszystkim, ale nie powinnam wciągać go w nie swoje sprawy, a poza tym znam go dopiero od kilku dni poza tym nie wiem czy mogę mu zaufać.
- Nic, po prostu chciałam iść na chwil e do sąsiadki i zemdlałam ze zmęczenia, to wszystko. - Matt nie wyglądał na przekonanego, ale nie miał wyjścia musiał mi uwierzyć.
- Tak w ogóle, skąd masz mój numer?
- Pamiętasz jak oddałem ci telefon przedwczoraj? Zanim to zrobiłem spisałem twój numer i wpisałem ci swój. -na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, a ja wyjęłam telefon i sprawdziłam kontakty. Faktycznie zapisał się jako ''Misiek''. Chwytliwa nazwa.
- Dobra Misiek. - zrobiłam w powietrzu cudzysłów - Zbieram się muszę lecieć. A i uprzedzając twoje kolejne pytanie nie, nie musisz mnie podwozić do domu, sama trafię.
- Ok, jak chcesz.
Poszłam na górę po swoje rzeczy zastanawiając się jednocześnie gdzie mogę pójść. Do domu trochę boję się wracać, jestem w końcu sama. Ale jest jedna osoba, która się mną ''zaopiekuje''. zeszłam szybkim krokiem i zaraz byłam przy drzwiach wejściowych.
- Cześć, dzięki za wszystko!
- Zawsze do usług! ukłonił się teatralnie, na co ja zaśmiałam się pod nosem.

  Ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, gdy mój telefon zawibrował. Momentalnie zastygłam w bezruchu. Dłonie miałam tak spocone, że myślałam, że zaraz upuszczę telefon, który wyjmowałam z kieszeni. Kolejna wiadomość od nieznajomego:

''Pamiętaj tylko, że to my ustalamy zasady, a jedną z nich jest 'Nie powiadamiaj policji'. Kolejne będą pojawiać się później w razie potrzeby. Jeśli złamiesz jakąkolwiek z nich, możesz pożegnać się z rodzicami.''
   Wpatrywałam się w wyświetlacz przez co najmniej kilka minut. W końcu dotarło do mnie, że będę musiała działać na własną rękę. Przyśpieszyłam, docierając akurat kiedy autobus stanął. Szybko wsiadłam do środka, usadawiając z tyłu po czym pogrążyłam się we własnych myślach.
                                                                               ***
   Po dwudziestu minutach drogi wysiadłam i udałam się w kierunku akademika. Cały czas myśląc o zaistniałej sytuacji. O jaką grę im chodzi? Jak mam wykonać ''swój ruch'' ? Dlaczego ja? Nic z tego nie rozumiem. Najlepiej w ogóle ignorowałabym te smsy, gdyby nie rodzice. Zanim się obejrzałam byłam na przeciwko drzwi do mieszkania Jesa. Nie przejmując się pukaniem weszłam do środka. 
- Nikt cię nie nauczył pukać księżniczko? - Na łóżku siedział dwudziesto letni ciemny brunet wgapiający się w telefon. Jest całkiem przystojny jak na palanta. 

- Teraz na poważnie. Jest sprawa i to nie mała. Potrzebuję pomocy. 
- Uuuu... Lissana Dayl potrzebuje pomocy, nie słychane!
- Możesz być choć raz poważny?! - teraz to mnie na serio wkurzył.
Spojrzał na mnie pierwszy raz odkąd weszłam do pokoju.
- O co chodzi?
- Nie wiem od czego zacząć..
- Najlepiej od początku.- zgromiłam go wzrokiem.
-Dzisiaj jak wracałam ze szkoły dostałam smsa - pokazałam mu wiadomość i gdy czytał mówiłam dalej. - myślałam, że to żarty dlatego się tym nie przejęłam. Gdy wróciłam do domu wzięłam prysznic, wtedy ktoś wszedł do domu. Byłam pewna, że to mała, bo ona często czegoś zapomina. Weszłam do kuchni, a na stole stały trzy kości do gry, obok liścik, że zignorowałam ich ostrzeżenie i mają naszych rodziców. Nagle z kości zaczął lecieć dym od razu uciekłam z mieszkania i straciłam przytomność.
  Ominęłam na razie część z Mattem. Przez cały czas Jes słuchał mnie uważnie ciągle patrząc się w moją komórkę.
- Gdy szłam do ciebie dostałam jeszcze tego smsa - chciałam pokazać mu drugą wiadomość, ale był szybszy. - Proszę, pomóż mi nie wiem co robić.
- Powiedziałaś proszę więc coś jest na rzeczy. Pewnie, że ci pomogę. tylko jeszcze nie wiem w jaki sposób. Powiem ci jedno - Spojrzał na mnie zatroskanym,a jednocześnie poważnym wzrokiem. - jesteś w niebezpieczeństwie, nawet nie wiesz jak dużym.
-C-co? - gapiłam się na niego z niedowierzaniem. - A skąd ty niby wiesz w jak dużum niebezpieczeństwie się znajduję.
- Teraz nie czas na takie wyjaśnienia. Trzeba znaleźć sposób, aby wybrnąć z tej sytuacji.
Jes myślał, ale ja nie byłam w stanie. Coraz bardziej mnie to przeraża. Na szczęście nie jestem sama. Jes jest moim bratem, nie za bardzo za sobą przepadaliśmy i do dziś tak pozostało. Kiedy zaczął studiować mechanikę wyprowadził się, a dom stał się pusty. Z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Teraz co jakiś czas go odwiedzałam, ale nie za często. Ale w tej chwili nie czas na rozpamiętywanie tego co było.
- Zaraz, zaraz co się stało z tobą po tym jak zemdlałaś?
- Aaa... - Co mi tam!- Kolega był akurat w pobliżu i zabrał mnie do siebie.
Chłopak tylko uniósł brew .
- Kolega?
- Tak, kolega.
- A jak ten kolega ma na imię?
Ta i co jeszcze?
- Nie powinno cię to obchodzić. Czy ja się ciebie pytam z kim się spotykasz?!
- Dobra, uspokój się księżniczko. Tylko pytam.
- Matt. Ma na imię Matt. Zadowolony?
Jes momentalnie zesztywniał, jakby już znał to imię.
- Jes? Hej jesteś tam? Ziemia wzywa! JES!
- Co? A tak już jestem. Mówiłaś coś? 
- Nie gapiłam się na ciebie jak dupa w kibel. Skąd go znasz?
- Kogo?
- Świętego Mikołaja! Oprzytomnij trochę chłopie! Skąd znasz Matta?!
- A nie, nie, tylko go z kimś pomyliłem - oboje wiedzieliśmy, że kłamał - Nie przejmuj się. Właśnie, jesteś głodna? - gdy tylko wypowiedział te słowa mój brzuch wydał z siebie stłumiony dźwięk. - Tak myślałem. Choć przejdziemy się, tu nie daleko jest pizzeria.
   Wstał i ruszył do drzwi, a ja zaraz za nim. Rzeczywiście jestem głodna, rano wypiłam tylko jogurt, jabłko zostawiłam w torbie i u Matta zjadłam jednego naleśnika. Schodziliśmy po schodach, a ja co jakiś czas spoglądałam na mojego brata. Widać było, że coś go dręczy, tylko jeszcze nie wiem co. Na pewno coś ukrywa. Później to z niego wyciągnę.

                                                                             ***
Cześć! Oto obiecany rozdział. Choć tak między nami, miał pojawić się już w piątek, ale tak to jest jak robi się wszystko na ostatnią chwilę. Następny rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu (jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie). Jak zwykle zachęcamy do komentowania i życzymy miłej lektury.


poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 5 "Teraz twój ruch"

Wanna hear your beating heart tonight
Before the bleeding sun comes alive
I want to the jest of what is left hold tight
And hear my beating heart one last time...
                  ("Beating heart"- Ellie Goulding)


Nawet jak ustawisz swoją ulubioną piosenkę jako budzik, to i tak jest wkurzający. Z grymasem na twarzy wyjęłam telefon spod poduszki i wyłączyłam piosenkę. Jak ja nienawidzę wstawać do szkoły! Kto wymyślił, żeby lekcje zaczynać od 8:00?
Po kilku chwilach użalania się nad swoim życiem postanowiłam pójść do łazienki. Już miałam się ruszyć, gdy do mojego pokoju wpadła moja roztrzepana matka.
- Dziecko, dlaczego ty jeszcze śpisz?! Już po siódmej, a ty jeszcze w łóżku?! Jak się nie ruszysz spóźnisz się do szkoły!
Po tych słowach po prostu wyszła.
Było to poniekąd dziwne, ale u mnie to norma. Zwlekłam się wreszcie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej jeansy, czystą bieliznę i jakąś bluzkę.
Poszłam pod prysznic po czym się ubrałam i zrobiłam lekki makijaż. Ze spakowaną już torbą poszłam do kuchni. Po drodze widziałam jak mama pakuje przybory do rzeźbienia. Pewnie idzie dzisiaj do pracowni.
Spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami: 7:48. Muszę już wychodzić. Wzięłam z lodówki jogurt pitny, a ze stołu jabłko. Założyłam moje botki oraz płaszcz i wyszłam z domu. Szkołę mam niedaleko, więc szybko dotarłam na miejsce. Przy wejściu stała Taylor. Pomachałam do niej z uśmiechem. Dzisiaj była ubrana w czarne spodnie, białą bluzkę i rozpiętą, długą koszulę w czarno-białą kratę do kolan. Ledwo do niej podeszłam i już usłyszałyśmy dzwonek. Szybko zostawiłam płaszcz w szatni i poszłyśmy na lekcję. Pierwszą lekcję mieliśmy z "Blachą". Nazywamy tak nauczycielkę od matematyki, bo wszystkiego każe nam się uczyć "na blachę". Była strasznie upierdliwa. Nie odpuszczała nikomu, także dzisiaj.
Na przerwie szłam z Taylor przez korytarz, kiedy moją twarz zakryła para dłoni.
- Zgadnij kto to!
Nie musiałam w ogóle się zastanawiać.
- Mike!
Odwróciłam się i rzuciłam się na szyję czarnowłosemu chłopakowi. Był wysoki i szczupły, lecz umięśniony. Uchodził w szkole za przystojniaka.
- No cześć, jak tam?
- Jest dobrze jak nigdy wcześniej.
Patrzył na mnie, a ja widziałam w jego oczach jak zaświtała mu pewna myśl.
- A masz jeszcze łaskotki?
Minęła chwila zanim zrozumiałam jego zamiary.
- Nie wasz się...
Nie dokończyłam, bo po chwili zwijałam się ze śmiechu.
- Mike! Nie! Przestań!
Tylko takie słowa mogłam z siebie wykrztusić. W końcu się nade mną zlitował i mnie puścił. Odwróciłam się i zobaczyłam za nim kędzierzawego chłopaka.
- Nick!
Jego włosy także były czarne. Tylko on wydawał się bardziej uroczy niż przystojny. Jego także przytuliłam.
- Ale się stęskniłaś. Uważaj, bo uwierzę, że to szczere.
Ze śmiechem pacnęłam go ręką w głowę.
- Auć! To było potrzebne?
Pogroziłam mu palcem.
- Tak, jeśli wygadujesz takie głupoty.
Spojrzał na mnie ze "skruchą".
- No dobra, przyznaję się, zasłużyłem.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
Taylor, która dotychczas stała z boku odezwała się:
- Ok, ferajna! Co wy na to, żebyśmy poszli na boisko?
Wszyscy ustaliliśmy, że to dobry pomysł, więc tam się udaliśmy.
Boisko szkolne było sporych rozmiarów, ale nie była to jakaś arena. Usiedliśmy na trybunach i całą przerwę spędziliśmy właśnie tam.
Reszta dnia strasznie mi się dłużyła. Na każdej lekcji rysowałam na marginesie zeszytu lub przeglądałam Internet.
Ale gdy wyszłam z tego więzienia dla obłąkanych wróciła do mnie chęć do życia.
Ruszyłam uliczką do domu, gdy mój telefon zasygnalizował przyjście wiadomości od nieznajomego numeru. Wygrzebałam z torebki telefon ( co zajęło mi trochę czasu) i przeczytałam sms:
"Zostałaś wybrana do naszej gry o śmierć i życie. Masz szansę, lecz niewielką na wygraną. Wszystko zależy od ciebie. My już zaczęliśmy. Teraz twój ruch."
Na początku trochę się przestraszyłam, ale po chwili uśmiechnęłam się na głupotę moich przyjaciół. Wiele razy robili mi takie żarty. Raz gdy miałam dziesięć lat dostałam od nich taką wiadomość i  pobiegłam przestraszona do mamy, a ona zadzwoniła na policję. Była afera, wszyscy dostaliśmy reprymendę od policjanta i karę od rodziców. Potem  sąsiedzi mówili jakie to jesteśmy złe dzieciaki. Mój uśmiech się poszerzył na to wspomnienie. Z bananem na twarzy schowałam telefon z powrotem. Ruszyłam przed siebie nie zauważając faceta idącego przede mną. Na moje nieszczęście pił kawę i zderzając się ze mną cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie. Zaklął i spojrzał na mnie ze złością.
- Jak chodzisz?!
- Przepraszam.
Przeszedł koło mnie coś odwarkując. Co za wredny typ. Kawa przesiąkła przez moje ubranie i cała zaczęłam się lepić. Świetnie! Znowu będę musiała brać prysznic , a bluzka jest do wyrzucenia. Zła wróciłam do domu, walnęłam torebkę byle gdzie, rozebrałam się i od razu weszłam pod prysznic. W mieszkaniu nikogo nie było, więc mogłam tam siedzieć ile chciałam. W pewnym momencie usłyszałam cichy trzask zamykanych drzwi. Zdziwiło mnie to, bo nikogo nie było w domu. Pewnie to mama, jak zwykle czegoś zapomniała. Zakręciłam kurki, wytarłam się, założyłam bieliznę oraz szlafrok i poszłam do kuchni coś zjeść. Gdy weszłam do pomieszczenia pierwsze co zobaczyłam to trzy kości do gry planszowej na stole i kartkę obok. Trochę się przestraszyłam, bo dotarło do mnie, że ktoś bez mojej wiedzy tu był. Jeśli się okaże, że to sprawka Taylor, Mika i Nicka to solidnie dostaną. To robi się coraz mniej śmieszne. Podeszłam i wzięłam, jak mi się wydawało, liścik do ręki. Gdy przeczytałam wiadomość zamarłam:
" Zignorowałaś nasze zaproszenie do gry. Wiedz, że mamy twoich rodziców, więc sama się domyślasz, że stawka jest wysoka. A ty oddałaś nam swój ruch.
Masz dziesięć sekund od... TERAZ!"
Jak na zawołanie z oczek kości zaczął wyłaniać się dym. Od razu zaczęłam się dusić, a w płucach poczułam ostre kłucie. Zakryłam dłonią usta i pobiegłam do drzwi. Kiedy udało mi się wyjść upadłam na kolana próbując zaczerpnąć powietrza. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Coraz trudniej było mi oddychać. Po głowie cały czas chodziły mi te same myśli:
"To nie jest sprawka moich przyjaciół. Co to wszystko ma znaczyć?"
Po czym zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. 


Jeszcze raz przepraszamy za opóźnienie, ale w końcu mamy ten piąty rozdział. Następny w najbliższy poniedziałek:)
Prosimy o komentowanie!

niedziela, 31 lipca 2016

Przeprosiny i wyjaśnienia

Cześć!
Na początku chciałyśmy przeprosić za chwilową nieobecność. Jak już pewnie zauważyliście jesteśmy już dwa rozdziały w tyle. Mamy drobne problemy "techniczne" i trochę się opóźnimy z dodaniem następnego. Pojawi się on 8.08. Jeśli tym razem nic nas nie zaskoczy to jest to pewne na 100%. Mamy nadzieję, że nie macie nam tego za złe. Nie planowałyśmy żadnej takiej przerwy, ale niestety tak wyszło:(
Jeszcze raz przepraszamy i prosimy o wyrozymiałość.
Do następnego!


piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 4 "Mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy"

Obudziłam się rano z wyrzutami sumienia.
Może nie powinnam była aż tak reagować. Przyznaję się, poniosło mnie. Ale z drugiej strony mam chyba prawo wychodzić i spotykać się z kim mam ochotę. Na Litość Boską! Mam 17 lat!  Opowiedziałabym jej wczoraj o wszystkim, gdyby dopuściła mnie do głosu. Ale wolała na mnie wrzeszczeć.
Mimo wszystko postanowiłam ją przeprosić. Podłączyłam telefon do ładowarki i usiadłam na krześle obok szafki nocnej. Gdy zobaczyłam nieodebrane połączenia omal z niego nie spadłam. Na wyświetlaczu mojej komórki widniało 20 nieodebranych połączeń od Taylor. Przez to wszystko co się wczoraj wydarzyło kompletnie zapomniałam o mojej najlepszej przyjaciółce.
Zaraz zerwałam się z miejsca, szybko przebrałam się w świeże ubrania, uczesałam się i wybiegłam pędem z domu.  
Poinformowałam przedtem mamę o której będę. Nie chciałabym powtórki z wczoraj.
Gdy już znalazłam się na zewnątrz od razu ruszyłam w kierunku bogatszej części miasta. Idąc przez centrum zauważyłam dwóch mężczyzn. Zaciekle się o coś wykłócali. Kiedy podeszłam trochę bliżej zorientowałam się, że jednym z nich jest Matt. Nie jestem wścibska, jednak strasznie mnie ciekawiło o co się kłócili. Drugi facet miał około trzydziestki, kruczoczarne włosy i lekki zarost. Pierwsze co przykuło moją uwagę to jego szare, przenikliwe oczy. Wwiercały się osobę, na którą patrzył. W tym wypadku był to Matt. Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał komórki, która ewidentnie potrzebowała ładowarki. Przypomniałam sobie też
 po co wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę domu Taylor, ale po kilku krokach odwróciłam się. Pod sklepem już nikogo nie było. Trochę mnie to zdziwiło, lecz uznałam, że to nie moja sprawa.
                                 ***
Stanęłam przed drzwiami do dużego, białego domu. Zapukałam kilka razy, a one momentalnie się otworzyły. Przede mną pojawiła się szczupła dziewczyna o krótkich, czarnych włosach z fioletowymi pasemkami. Nosiła z reguły czarne ubrania. Dzisiaj miała na sobie czarne, krótkie spodenki i długą, białą bluzkę z czarnym krzyżem na piersi. Była ładna. Może o tym nie wiedziała lub to ignorowała, ale wiele chłopaków się za nią ogląda. Ja natomiast jestem prawie zwyczajna. Moim przekleństwem są jedynie ognistoczerwone włosy.
- Cześć Taylor...-zaczęłam-Przepraszam cię, że nie przyszłam wczoraj, ale zdenerwowałam się strasznie na tego egzaminatora i... zapomniałam. Przepraszam - dodałam ze skruchą.
- Mogłaś przynajmniej zadzwonić. Ale dobrze, wybaczam ci.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, który odwzajemniłam.
Kiedy byłyśmy w środku zapytała:
- Napijesz się czegoś?
- Poproszę wody z cytryną.
Poszła do kuchni, a ja za nią.
- Jak tam prawko?
- A...- zająknęłam się- Jaka dzisiaj piękna pogoda, nie sądzisz?
- O nie, nie, nie. Opowiadaj!
Westchnęłam z rezygnacją.
- Oj no, nie poszło mi... Jakąś babę prawie przejechałam na drodze. Zdarza się...
Taylor omal nie wypluła herbaty, którą właśnie piła.
- Zdarza się? Wow, nie chcę wiedzieć jakie błędy jeszcze popełniłaś w życiu.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Ty lepiej mów o czym chciałaś ze mną porozmawiać.
- Chodzi i wakacje. Rodzice chcą wyjechać do Grecji i przypomnieli sobie, że mają jeszcze córkę, którą muszą zabrać. Zaproponowałam więc, żebyśmy zabrali także ciebie. Oni się zgodzili, jeszcze czekam aż ty się zgodzisz. Błagam cię! Bez ciebie zanudzę się tam na śmierć!
Wszystko to powiedziała na jednym wydechu.
Patrzyłam na nią z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia z oczach. Pewnie, że chętnie bym pojechała. Nie wiem tylko co na to moja mama. Już widzę jak dzwoni do mnie codziennie pytając czy wszystko dobrze. Nie rozumiem czasami Taylor. Ma bogatych rodziców, którzy na wszystko jej pozwalają, żeby tylko była "przykładną córką" przed innymi. Ona zamiast z tego korzystać zbuntowała się ubierając czarne ciuchy i farbując włosy. Mówiła coś jeszcze o jakimś tatuażu na osiemnastkę. Z drugiej jednak strony nie okazują jej dużo miłości, jedynie na oczach ważnych osobistości.
- Hmmm... No nie wiem, ale myślę, że mogłabym...
- Aaaa! Wiedziałam, że się zgodzisz!
Krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
Później dwie godziny rozmawiałyśmy o wszystkim  i o niczym. Opowiedziałam jej o chłopaku i scenie, której byłam świadkiem. Stwierdziła, że przesadzam. W sumie się z nią zgadzam. Znam go dopiero od wczoraj, a już się wtrącam w jego sprawy. Mam dziwne przeczucie, że jeszcze się spotkamy.


Mamy czwarty rozdział!;) Nie jest zbyt długi. :'(
Bardzo prosimy o komentowanie. Chciałybyśmy wiedzieć co o tym sądzicie. Od następnego rozdziału zacznie się coś dziać ;)
Do zobaczenia za tydzień!:)

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 3 "To miejsce zmieniło moje postrzeganie świata"

Przeczytaj notkę na dole!

Gdzieś koło 14:00 zobaczyłam port i kilka łodzi zacumowanych przy nabrzeżu.
Nagle motor się zatrzymał i zsiedliśmy. Matt ruszył przed siebie, a ja poszłam za nim. Doszliśmy do jednej ze ścian otaczających nas budynków. Była tam drabina. Zaczął się po niej wspinać. Kiedy był już na górze pokazał rękami, żebym do niego weszła (wiedziałam, że zakładanie butów na obcasie to był zły pomysł). Kiedy już byłam w zasięgu jego rąk podałam mu tajemniczą torbę i wdrapałam się na dach. Nagle stanęłam jak wryta. Z tego miejsca rozpościerał się cudowny widok na całą okolicę. Widziałam metalicznie połyskujące w słońcu konstrukcje najwyższych budynków naszego miasta. Z tej odległości nie było widać tego pędu i gwaru miejskiego. Ostatni raz coś takiego widziałam chyba z kilka lat temu, kiedy jeszcze żyła moja siostra- Natasha.
Tutaj miasto wyglądało na kompletnie puste, a co najwspanialsze z tego wszystkiego, było widać piękną, lazurową wodę niezmąconą najmniejszym podmuchem wiatru.
Przez chwilę czułam, że mogłabym tu zostać na zawsze. Mimowolnie łza zakręciła mi się w oku. Szybko zamrugałam kilka razy i przybrałam lekki uśmiech.
- Wiedziałem, że ci się tu spodoba.-powiedział otwierając papierową torbę, z której wyjął dwa kubki, z czego jeden podał mi.
- Skąd znasz to miejsce?- zagadnęłam upijając łyk napoju, który swoją drogą był przepyszny. Od razu rozpoznałam, że to kakao z lekko rozpuszczonymi lodami i cynamonem.
- Powiedzmy, że ktoś mnie tu kiedyś przyprowadził. To miejsce poniekąd zmieniło moje postrzeganie świata. - odparł wymijająco- Jeśli możesz, wyjaśnij mi skąd wiedziałaś, że możesz się złapać tyłu motocykla? Większość dziewczyn nie ma o tym pojęcia.
- Nie tylko ty znasz się na takich maszynach.
- A co? Może ty się znasz?
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Nie, ale mój durny brat tak. Nie uwierzysz ile można się nasłuchać wykładów o motorach przez siedemnaście lat. To jego życie.
- Ciekawe, ja mam młodszą siostrę, Emily. Ma dziesięć lat, a ja, jak twierdzi, jestem jej "wzorem". A tak a propos, co cię tak wkurzyło, że aż biegłaś na ten przystanek?
Moja twarz zrobiła się czerwona. Spuściłam głowę, aby włosy zakryły rumieniec.
- Aaaa... Nic wielkiego, po prostu oblałam egzamin na prawko, a matka mnie zabije. Nic nadzwyczajnego.- odparłam wzruszając ramionami.
- Jeżeli chcesz, mogę udzielić ci paru lekcji.
Ale z niego cwaniak. Tak po prostu obcej dziewczynie proponuje lekcje?
- A gdzie haczyk?
- Nie ma, potraktuj to jako moją dobrą wolę.
Uśmiechnęłam się.
Zanim się obejrzałam rozmawialiśmy ze sobą jak dobrzy znajomi. Zauważyłam również, że niechętnie mówi o sobie i swojej rodzinie. Pomijając siostrę.
Kiedy mieliśmy się zbierać było około 21:00. Było już ciemno, a przy ulicach paliły się latarnie. Patrzyłam, jak migają na tle ciemnych budynków, aż poczułam jakby ktoś przyczepił mi do powiek sztangi, po dwadzieścia kilo jedna. Byłam tak zmęczona, że zasnęłam.
                                 ***
Obudziłam się w ramionach Matta. Zdziwiłam się, bo nie byliśmy już ma dachu ani przy przystanku, gdzie się spotkaliśmy.
Staliśmy pod moim blokiem.
Patrzyłam na niego niepewnie i znowu przez głowę przeleciała mi koncepcja gościa z maczetą, ale nie chciałam nic mówić.
Stanęłam o własnych siłach na nogach.
- Dzięki za wszystko.
- Polecam się na przyszłość.-odparł z rozbawieniem w głosie.
Uśmiechnęłam się i weszłam po schodach do mieszkania.
Gdy otworzyłam drzwi przede mną pojawiła się wściekła mama. No super! Teraz tylko pozostaje czekać na pytania z serii "domowego detektywa".
- Dziewczyno! Gdzie ty byłaś tyle czasu?! Martwiliśmy się o ciebie z ojcem! Żebyś chociaż komórkę odebrała, ale nie! Po co?!
Wrzeszczała na mnie, a ja wyjęłam z kieszeni telefon, był rozładowany.
- Przepraszam, powinnam zadzwonić...
- Kim był ten chłopak i gdzie u licha się szwendałaś?! Egzamin skończył się o 13:00!
- Powiedziałabym ci, gdybyś na mnie nie wrzeszczała! Ja chyba mam prawo do jakiegoś życia poza domem?! Chyba, że się mylę! Ty nic tylko mnie kontrolujesz! Mam tego dość!
Wykrzyczałam, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do mojego pokoju na koniec trzaskając drzwiami. Położyłam się na łóżku i włączyłam moją ulubioną piosenkę na MP3. Wyłączyłam się, jednak nie na długo, bo za chwilę usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam zamiaru ich otwierać. Po pięciu minutach sobie odpuściła. I dobrze. Chcę pobyć teraz sama. Kiedy się uspokoiłam wróciłam myślami do Matta. Skąd wiedział gdzie mieszkam i dlaczego tak ukrywa informacje o swoim życiu? Ten chłopak działa mi trochę na nerwy. Serio. Mimo, że wieczór był miły to nadal był dla mnie wielką zagadką.
***************************************
To jest nasz trzeci rozdział. Na razie nie dzieje się nic takiego wielkiego, ale już zbliżamy się do tego momentu. Mimo, że mało osób interesuje się naszym blogiem zapraszamy do jego komentowania. Dla Was to nic wielkiego, ale my się bardzo cieszymy, kiedy wiemy, że ktoś to czyta.
Jest jeszcze jedna sprawa. Jak już napisałyśmy w poście powitalnym to masz pierwszy blog. Prosimy o wyrozumiałość w komentarzach. Naprawdę cieszymy się, że piszecie szczerze, ale nie sądzimy, żeby nasze opowiadanie było aż tak beznadziejne. :(
Nie przyjmujemy krytyki jako ataku. Bardzo nam zależy na szczerej opinii.
Chciałyśmy jeszcze przeprosić za długość rozdziałów. Na to nie mamy usprawiedliwienia. Tak wyszło...
Jeśli chodzi o błędy...
Bardzo przepraszamy, jeśli takie się pojawią. Niestety, ale piszemy na telefonach. Nie dysponujemy na razie laptopem czy komputerem. :(

Mamy nadzieję, że nas zrozumiecie.
Nowy rozdział, jak zwykle, za tydzień!:):p

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 2 "Masz rację, nie jestem tu przypadkiem"

Miłego czytania! ;-)

Poszło mi całkiem nieźle. Pomijając fakt, że prawie rozjechałam dwie osoby na drodze i przejechałam na żółtym świetle. Dobra, teraz na poważnie poszło mi beznadziejnie. To co powiedziałam jest prawdą. No bo jak mi się kobieta pcha pod koła to chyba nie moja wina. W każdym razie, egzaminator oblał mnie dokumentnie. No nic, trzeba będzie zdawać jeszcze raz, a matka mnie zabije. Wściekła wysiadłam z samochodu i prawie biegiem ruszyłam na przystanek. Mało obchodziło mnie to co pomyślą sobie ludzie na ulicy. Byłam zaledwie 40 metrów od przystanku, gdy niespodziewanie zobaczyłam tego chłopaka, którego o mało co nie staranowałam rano. Zwolniłam kroku i podeszłam do niego. Najwidoczniej nie był zbyt zdziwiony moim widokiem.
- Cześć. - zagadnęłam.
- Hej. - odpowiedział dość pewnie.
- Co ty tu robisz? Rozumiem, spotkać kogoś raz to przypadek, ale dwa to musi być zamierzone działanie. - stwierdziłam.
- Masz rację, nie jestem tu przypadkiem. Musiałem załatwić coś w okolicy, a przy okazji mam rzecz, która na pewno ci się przyda.
W tej samej chwili sięgnął do kieszeni spodni i wyciągną z niej telefon uderzająco podobny do mojego.
Zmarszczyłam brwi i zaczełam sprawdzać kieszenie.
- To nie, może być mój telefon, bo mój mam w...
Nie dokończyłam zdania bo uświadomiłam sobie, że kieszenie są puste. Spojrzałam na chłopaka, w kąciku jego ust pojawił się lekki uśmieszek.
- No dobra, wygrałeś - przyznałam - To w takim razie, może zrewanżuje ci się małą kawą? Znam taką kafej...
- Słuchaj to brzmi świetnie, ale pozwól, że ja wybiorę kawę i miejsce.
Patrzyłam się na niego z lekkim zdziwieniem i zdenerwowaniem. Ale co co miałam zrobić - rewanż to rewanż, nie ważne w jaki sposób. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam mu zaufać mimo, że było to dopiero nasze drugie spotkanie.
- Chwila koleś przecież równie dobrze, możesz być szurniętym gościem, który łazi po mieście z maczetą pod ubraniem. - zażartowałam.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. - odparł z uśmiechem.
- To ruszajmy.
Nieopodal był parking, na którym stał jego motor. Wsiadł i odpalił maszynę, a ja zaraz po nim.
- Może lepiej się trzymaj. - mówiąc to pokazał swoje biodra.
- Niezły sposób na podryw, ale dzięki nie skorzystam. - odpowiedziałam chwytając się tylnej części motoru.
O nie, nie kochaniutki, na to mnie nie nabierzesz. Nie ma tak łatwo. Mimo wszystko uśmiech nie schodził z jego twarzy, a my ruszyliśmy w stronę biedniejszej części miasta.
Po piętnastu minutach staneliśmy przed małą, narożną kawiarenką. Matt zgasił motor i kazał mi poczekać, sam natomiast wszedł do budynku. Przez duże okna zobaczyłam, że wita się z gościem, który na oko miał tyle lat co ja. Zamienił z nim kilka słów, a po chwili chłopak wyszedł już z papierową torbą. Podał mi ją i wsiadł na motor.
- Nie otwieraj jej na razie. Jakby co mam cię na oku. - rzucił kierując lusterko prosto na mnie. Byłam niezmiernie ciekawa, co znajdowało się w torbie, ale nie zajrzałam do środka.

piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział 1 "Do zobaczenia, mam przynajmniej taką nadzieję"



Czuję, jak fale morza obijają się o moje stopy. Przede mną rozciąga się piaszczysta  plaża. Czasami widać ciemne kamienie, niepasujące do złocistego piasku. Daleko za morzem wyrastają drzewa, tworzące las. Nagle, nie wiadomo skąd, na moim ramieniu przysiadł skowronek o oczach ciemnych jak węgielki. Już chciałam go dotknąć, kiedy zmienił się w wielkiego kruka, który...


- Ana..Ana..ANA!
Ze snu wybudziła mnie moja kochana rodzicielka, która nie może zrozumieć osób śpiących do 9:00 w sobotę. Słysząc jej głos nałożyłam kołdrę na głowę, próbując znów zapuścić się w ciemność. Niestety moje starania poszły na marne, bo nie czułam na sobie już mojej ciepłej pierzynki. Wymruczałam coś nie zrozumiale i odwróciłam sie twarzą do ściany. To jeszcze pogorszyło sprawę, bo zaraz usłyszałam jej wrzask.
- Lissana, wstań rzesz wreszcie dziewczyno!
Doszłam do wniosku, że Kim Dayl jest wyjątkowo wkurzająca. Zamiast mnie budzić powinna siedzieć w tej swojej pracowni i robić rzeźby. Wiem, wiem co sobie myślicie: narzeka, bo jej mama obudziła ją w sobotę rano. Ja was rozumiem, tyle że to nie jest jej pierwszy taki wybryk i na pewno nie ostatni.
Z ociąganiem podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na ni z urazą i złością w oczach.
- Czego ty ode mnie chcesz, kobieto?!
- Powiedziałaś, żeby cię obudzić wcześnie. Prawo jazdy dzisiaj zdajesz, zapomniałaś?
Momentalnie oprzytomniałam. Szybko sprawdziłam godzinę w telefonie. 8:15, super. O 9:00 mam autobus. Z prędkością światła wstałam i pognałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam, wysuszyłam włosy i umyłam zęby. Otulona w ręcznik wbiegłam do pokoju, otworzyłam moją szafę i wyjęłam z niej czarne, skórzane spodnie, taką samą kurtkę i brzoskwiniową bluzkę. Założyłam wszystko na siebie i zrobiłam delikatny makijaż. Do torebki wrzuciłam telefon, klucze oraz portfel, na stopy włożyłam czarne botki na niewysokim obcasie. Po czym wyszłam rzucając za siebie krótkie "cześć".
Gdy znalazłam się przed blokiem uderzył we mnie ciepły, wiosenny wiatr. Ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Zatrzymałam się, by dowiedzieć się kto się do mnie dobija. Na wyświetlaczu widniało imię mojej przyjaciółki, Taylor.
- Halo?
- Hej, nie przeszkadzam ci, prawda?
Cóż za ironia.
- W tej chwili bardzo się spieszę, więc mów szybko co chciałaś.
- Mogłabyś przyjść do mnie dzisiaj? Powiedzmy o 14:00?
Spojrzałam przelotnie na zegarek,który wskazywał 8:55.
- Ok, tylko muszę kończyć, bo autobus mi ucieknie.
- Do zobaczenia!
- Cześć!
Wrzuciłam telefon byle jak do torby i zanim podniosłam głowę wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Był to chłopak, brunet, mniej więcej 20 lat, jednak uwagę przyciągały jego piękne, wściekle zielone oczy. Był przystojny i to bardzo.
 - O matko! Przepraszam- powiedziałam dość niezdarnie.
- Nie masz za co. Tak w ogóle jestem Matt.
Podał mi rękę, którą od razu ujęłam. Uścisk miał pewny i zdecydowany, co mnie trochę krępowało, nie ukrywam.
- Lissana
Uśmiechnęłam się do niego lekko, lecz mina mi od razu zrzedła, kiedy spostrzegłam, że mój autobus już podjechał.
Zanim zdążyłam się powstrzymać, wypaliłam:
- Cholera! Yyyy... to znaczy, przepraszam, ale muszę już iść.
Czułam jak pieką mnie policzki i powoli przybierają barwę moich włosów.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia, mam przynajmniej taką nadzieję.
- Ja też!
Krzyknęłam biegnąc do autobusu. Wpadłam do niego jak burza i zajęłam miejsce przy oknie. Od razu przyłapałam się na tym jak wpatruje się w miejsce naszego zderzenia. Co ja wyprawiam?! Zachowuję się jak zakochana małolata! Znam gościa dopiero od minuty, a już chciałabym go spotkać jeszcze raz. Nawet nie wiem co by się stało, gdybym rozmawiałabym z nim jeszcze przez chwilę. Pewnie wygadywałabym jakieś bzdury. Na szczęście los mi tego oszczędził. A może jemu? Zresztą nie ważne. Teraz nie będę się skupiać na niczym innym, tylko żeby dobrze zdać prawo jazdy. Zaledwie dwa miesiące temu nie myślałam o tym na poważnie. A teraz co? Siedzę w autobusie, a ręce mam już całe mokre od potu. Nie wiem tylko czy to z powodu prawka, czy spotkania z Mattem. Przecież miałam o nim nie myśleć! Ughhhh...

***************************************************
No i mamy pierwszy rozdział! Z góry przepraszamy, że jest taki krótki. Następne będą dłuższe. Zdecydowałyśmy też, że rozdziały będziemy dodawać co tydzień, nie dwa.:)
Chciałybyśmy jeszcze życzyć Wam spokojnych i radosnych wakacji! Wreszcie koniec tego roku szkolnego! Cieszycie się?
Będziemy wdzięczne, jeśli pojawi się pod tym rozdziałem chociaż jeden komentarz. :)

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Prolog

Wczoraj już nie ma, jutro nadejdzie...

Czy mogłabyś budzić sie codziennie rano z myślą, że ktoś z twojej winy dzisiaj umrze?
Czy byłabyś spokojna, gdyby życie twoje i bliskich ci osób było zagrożone?
Nie miałabyś do siebie wstrętu, gdy uświadomisz sobie jak idealnie broń do ciebie pasuje?
Jak byś się czuła okłamując wszysktich do okoła?
                     ONA NIE MIAŁA WYBORU
Lissana Dayl, pełna życia nastolatka nieoczekiwanie wkracza  w świat, gdzie huk broni i zapach krwi to codzienność. Nie wie co ją tam czeka, lecz niedługo się dowie. Czy chłopak, który ją w to wszystko wciągnął pomoże jej? Czy wręcz przeciwnie, postara sie aby została tam jak najdłużej.
Z kruchej i uroczej zmieniła sie w pewną siebie i mroczną kobietę, która często zachowuje sie jak suka i jest wielkim zagrożeniem dla nieodpowiednich osób.
Ale czynadal jest szczęśliwa?
   

                                       *****
 Oto nasz prolog! Nie jest on zbyt długi, ale myślimy, że konkretny. Mamy nadzieję, że zachęcił on Was do czytania. Pierwszy rozdział pojawi sie w następny piątek(24.06.16). ;)

Hej!;)

Cześć, jesteśmy zdrowo zakręcone. OGNIATOWŁOSA to nasz pierwszy blog, więc prosimy o wyrozumiałość w przyszłym komentowaniu. Opowiadanie to ma charakter kryminalny z nutką romansu. Nigdy nie myślałyśmy na poważnie o założeniu bloga. Zaczęło się od pisania krótkich opowiadań, a trwa aż do dzisiaj (mamy nadzieję, że jeszcze sie nie skończy).;)

Blog nasz będzie opowiadał o życiu nastolatki,  która mimo swojego młodego wieku wkracza w niezrozumiały dla niej świat .W obecnej sytuacji musi podejmować dojrzałe i rozważne decyzję , aby chronić życie swoje

Rozdziały będą publikowane co dwa tygodnie. Całe opowiadanie ma od 3 do 4 części:

                                                  1:


                                              2:
                           


3:


4 (ta część nie jest jeszcze pewna):

        
         Zapraszamy do czytania
zdrowo zakręcone:*